„Tobą się kończy ta pieśń, dawny boże”? Frazą Słowackiego o Mickiewiczu pytamy, czy śmierć Petera Brooka (2 lipca 2022) jest kolejnym punktem zwrotnym w historii bardzo ważnego nurtu teatru XX i XXI wieku, nazwijmy go reżysersko-autorsko-mistrzowsko-antropologicznym. „Sąd zostawiamy wiekom”, a dziś posłuchajmy świadków tych poszukiwań. Mirosław Kocur pisze o „dwóch bogach” – Brooku i Jerzym Grotowskim. Dominik Gac szuka inspiracji w książkach Petera Brooka, Michał Smolis pyta Macieja Prusa, niegdysiejszego aktora Grotowskiego, widza inscenizacji Brooka, o lekcje Mistrzów. Numer wieńczy polemika Joanny Szczepkowskiej z felietonem Grzegorza Małeckiego „O Dejmku".
W przypadku Petera Brooka sytuacja wydaje się nieprzyzwoicie wręcz komfortowa. Nie dość, że nagrania zostawił w dobrej jakości (ba, zostawił też filmy), to jeszcze żył i pracował na tyle długo, że jego teatr oglądało kilka pokoleń. Książki jednakowoż też zostawił i nie zaszkodzi zapytać – co z nimi?
Śmierć Brooka ostatecznie zakończyła epokę dominacji teatru reżysersko-autorsko-mistrzowsko-antropologicznego. Zmierzch tego modelu rozpoczął się jednak na długo przed zgaśnięciem Petera Brooka. Już pod koniec lat 1960. Grotowski ogłosił, że dla niego formuła teatru się wyczerpała.
„Chcesz, czy nie, w wielu sprawach jesteś mentalnym spadkobiercą Dejmka”. Joanna Szczepkowska odpowiada Grzegorzowi Małeckiemu.
Peter Brooka właściwie wizytował próby. Mówił, że tak należy pracować. Wyznaczał aktorom kierunki. Mogło się im wydawać, że to oni tworzą przedstawienie. Stąd miało ono szczególną energię – uczestniczenia. Tu moglibyśmy się zbliżyć do teorii Grotowskiego, że aktor powinien być głównym punktem odniesienia, no ale tu trzeba być takim reżyserem jak Peter Brook, żeby spokojnie patrzeć na próbę, „nie biorąc w niej udziału”