Raptularz
  • archiwum
  • podcasty
  • autorzy
  • pół serio
e-teatr
e-teatr

ISSN 2956-8609

Jarosław Cymerman

Uwiąd

22.08.2025

Jakiś czas temu wraz z kolegą aktorem brałem udział w programie jednej z lokalnych stacji TVP. Poproszono nas o zaproszenie widzów na spektakl – repertuarową produkcję publicznego teatru w sporym mieście wojewódzkim. Chodziło o drugą serię przedstawień po premierze, która miała miejsce zaledwie kilka tygodni wcześniej. Dział promocji teatru przygotował z tej okazji krótką notkę, zaczynającą się od zdania, że „przedstawienie powraca na scenę”. Dziennikarz prowadzący ów popołudniowy, „lajfstajlowy” program zaczął rozmowę od pytania – „Czyżby spektakl okazał się tak dobry, że aż powraca…?”

Nie opowiadam tej anegdoty, by biadać nad poziomem współczesnych mediów. Niefortunne pytanie dziennikarza jest świadectwem niewiedzy o sposobie funkcjonowania miejskiego teatru repertuarowego, w którym powrót przedstawienia na afisz w kilka tygodni po premierze jest czymś naturalnym. Innymi słowy, spora część Polaków najzwyczajniej w świecie nie wie, czym różni się teatr dysponujący zespołem artystycznym od teatru impresaryjnego. Nie muszę dodawać, że wiedza o najgłośniejszych spektaklach czy reżyserach znana jest tylko bywalcom coraz mniejszej niszy (tudzież bańce) teatromanów.

Skoro przy niszy jesteśmy – GUS opublikował niedawno dane dotyczące liczby widzów, którzy odwiedzili teatry w minionym roku. Otóż jeśli chodzi o sceny dramatyczne, w 2024 roku sprzedano w Polsce łącznie 3 793 048 biletów (w tym zestawieniu nie uwzględniono teatrów lalkowych i muzycznych). Rok wcześniej była to liczba znacząco wyższa – 4 159 888. To znaczy, że popandemiczny powrót widzów do teatrów trwał bardzo krótko i właśnie dość spektakularnie się skończył (tuż przed pandemią – w 2019 roku – teatry dramatyczne sprzedały 5 082 741 biletów). Jeśli weźmiemy pod uwagę, że spora część widzów bywa w teatrze częściej niż raz w roku, to rzeczywista liczba osób odwiedzających polskie teatry jest znacznie niższa.

Okazuje się zatem, że do teatru chodzi mniej niż 10% Polaków, i że z roku na rok liczba ta spada. I co? Czy gdziekolwiek, ktokolwiek o tym pisze, zastanawia się nad przyczynami, szuka, jak tym negatywnym tendencjom zaradzić? 

Część z nich to pochodna szerszych procesów i zjawisk, jak chociażby względy ekonomiczne, starzenie się społeczeństwa, administracyjne ograniczenia szkolnych wyjść etc. Jednak niektóre źródła tego kryzysu wypływają z wewnątrz szeroko pojętego środowiska teatralnego. Czy trudne do zrozumienia dla większości Polaków ideologiczno-estetyczne mody, niejasne hierarchie ocen wartości spektakli oraz twórców, wreszcie skłonność do skrajnego upolitycznienia przekazu sprzyjają zapełnianiu sal? Odpowiedź wydaje się oczywista.

Na to wszystko nakłada się uwiąd okołoteatralnego dyskursu. Teatr w zasadzie zniknął z mediów głównego nurtu, a jeśli już się pojawia, to niemal wyłącznie przy okazji skandali. Nawiasem mówiąc, siła ich oddziaływania zmalała proporcjonalnie do znaczenia teatru w życiu Polaków, gdyż ostatnio skutkują one chyba jedynie umocnieniem wśród tzw. normików przekonania, że polski teatr to „ruja i porubstwo, panie”. Przykłady bulwersujących zachowań artystów płci obojga, opisane w wydanej po długim oczekiwaniu książce Igi Dzieciuchowicz, nie przeszkodziły jej bohaterom i bohaterkom w objęciu dyrekcji najważniejszych scen w kraju ani nie przetrąciły karier gwiazdorom. Bowiem polskiemu artyście teatralnemu dużo bardziej zaszkodzić może najdrobniejsza konserwatywna myślozbrodnia, zaangażowanie się po nie tej, co trzeba, stronie, czy podjęcie bardzo ostrożnych rozmów w sprawie ewentualnego przyjęcia posady od niewłaściwej władzy, o czym boleśnie przekonała się ostatnio jedna z najlepszych polskich reżyserek.

Tematów zatem nie brakuje. Gorzej z łamami, na których można by je opisywać. O zniknięciu teatru z prasy i portali głównego nurtu już wspomniałem. Ale jednocześnie problemy dotykają także branżowe tytuły. Z powodu braku funduszy działalność zawiesiła „teatrologia.info”. „Przejęty” z „niewłaściwych” rąk miesięcznik „Teatr” zniknął z przysłowiowych „empików”. Nowy naczelny, wybrany w konkursie przez dość oryginalne grono ekspertów, bezpardonowo pożegnał się z trzonem dawnej redakcji i przekształcił pismo wydawane co miesiąc na papierze w kolejny portal. Możemy zapoznać się w nim z pełnym spektrum opinii od lewa do prawa, od Witolda Mrozka do Dariusza Kosińskiego, uczcić kolejną rocznicę premiery Klątwy Oliviera Friljicia, tudzież zgłębić tajniki tego, jak joga ratuje teatr. „Odzyskany” miesięcznik „Dialog” wytrwale przybliża konteksty dramaturgii współczesnej, tylko przy okazji wspominając także o samej dramaturgii. Wreszcie wciśnięte pomiędzy teatralną krytykę i naukę „Didaskalia” mierzą się z brakiem funduszy, gdyż zdaniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego są one pismem z działki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które z kolei woli rozdawać punkty niż złotówki. Żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów – trwa wciąż teatralny.pl, a ostatnio kadrowo i merytorycznie wzmocnił się teatrdlawszystkich.pl. No i na szczęście jest jeszcze „Raptularz”. Tym optymistycznym akcentem skończę ten niewesoły ciąg myśli.

94/95

Czym żyje teatr?

Czytaj również:

  • Kilka uwag o traktowaniu instytucji teatru
    22.08.2025
  • Siła klanu
    22.08.2025
  • Mętlik i popkorn
    22.08.2025
  • Backlash
    22.08.2025
  • Nie chciałam wojny, cz. 1
    z Moniką Strzępką rozmawia Małgorzata Piekutowa
  • Nie chciałam wojny, cz. 2
    z Moniką Strzępką rozmawia Małgorzata Piekutowa
  • Jak mężnie umierać
    z Katarzyną Kułakowską rozmawia Michał Januszaniec | ZBIGNIEW RASZEWSKI. STULECIE URODZIN
Raptularz

ISSN 2956-8609

Wydawca

Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
ul. Jazdów 1
00-467 Warszawa

www.instytut-teatralny.pl

Redakcja

kolegium w składzie:
Grzegorz Kondrasiuk, Małgorzata Piekutowa,
Michał Smolis, Maryla Zielińska (do 31.12.2024)

raptularz@instytut-teatralny.org

wideo: Alicja Borowiec, Michał Januszaniec
montaż podcastów:
Dorota Kołodziejczyk, Michał Januszaniec