ISSN 2956-8609
I tak stałam i karmiłam nocny wiatr moją garderobą, sztuka po sztuce. Jak popioły drogiej zmarłej osoby, nędzne strzępy mojej niedawnej świetności ulatywały w dal i padały na chybił trafił, nie wiadomo, gdzie, w dalekie niewidzialne serce miasta1.
Temat kobiecej garderoby pozornie tylko mieści w sobie uwodzicielski, erotyczny rys kobiecego kaprysu. Jerzy Grzegorzewski w komentarzu literackim do swojego dyplomu na Wydziale Włókienniczym Studium Odzieży w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi (Szafa eleganckiej Pani) pisze: „Kobieta, która ma się w co ubrać, jest kobietą zrezygnowaną”2. Stwierdzeniu temu nie brakuje dowcipu. Wielu mężczyzn pewnie uśmiecha się czując niemą wspólnotę z innymi mężczyznami, którzy żyją pod kuratelą niespełnionych konfekcyjnie żon. Okrzyki „nie mam się w co ubrać”, rozlegające się w tysiącach domów z wnętrz wypełnionych szaf można jednak odczytać poza jego absurdalnie uroczym, kobiecym grzechem kokieterii jako okrzyk niestosowny i nieetyczny. I właśnie na takim ujęciu kwestii kobiecej szafy chciałabym się skupić. […]
W powieści Po tamtej stronie lustra i co Alicja tam znalazła Lewisa Carrolla główna bohaterka natyka się na sklep, który „był pełen najróżniejszych dziwnych przedmiotów, ale najdziwniejsze ze wszystkiego było to, że ilekroć Alicja przyjrzała się uważniej którejś półce, ciekawa, co na niej stoi – półka okazywała się puściuteńka, chociaż inne wprost uginały się pod towarami”3. Kobieta uzależniona od ubrań żyje w wiecznej konfrontacji z uginającymi się półkami, których jeszcze nie wzięła w posiadanie. Nie ulega wątpliwości, że jest to postawa zachłanna i niedojrzała, a jednak pozostaje kusząca i wielu mężczyzn ją rozgrzesza. Być może dlatego, że nie mają wyjścia, czują się bezradni, chcą mieć święty spokój lub rzeczywiście lubią widok swoich żon euforycznie prężących się przed lustrem w nowo nabytych sukienkach. Okoliczność tę pojmują mylnie jako konfrontację z nieokiełznanym pierwiastkiem kobiecym. Bezradni wobec tego żywiołu, postanawiają mu sprostać w narzuconym przez sytuację zachwycie. Tylko w nim bowiem zachowują pozory swej podmiotowości i mogą pozostać w małżeńskiej grze.
Rozhulana przez zakupoholizm kobieca euforia ma śmiercionośną siłę i każdego adwersarza, który nie dołącza się do pozakupowej fety, kastruje i niszczy siłą swojego szaleństwa. Tak naprawdę jednak kwestia leży głębiej, dotyka bowiem różnicy między kobiecością i jej wyrazem, a idiotyzmem, który często sięga po kobiece instrumentarium w postaci skrajnego zaangażowania w modę. Idiotyzm taki to rodzaj papuziego skrzekliwego braku powagi i powściągliwości. Zaryzykowałabym twierdzenie, że Kobieta-Mumia z Sonaty widm Augusta Strindberga, której wydaje się, że jest papugą, jest skrajnym przypadkiem wycieńczenia zakupoholizmem. Madame Bovary i miliony innych kobiet przydają sobie papuzi status, choćby nie wiem jak bardzo udawały, że ich „strojenie się w piórka” odbywa się poza absorbującym je w stu procentach wysiłkiem4. […]
Szafy kobiet, zwłaszcza te projektowane w głowie, to bodaj najbardziej nieodgadniona i tajemnicza sfera. Wojny o ubrania toczą się bezgłośnie, przetaczają przez kobiece mózgi – także te czynne nie tylko w kwestiach tak trywialnych, jak wybór stroju i te, których właścicielki nigdy by się do tego nie przyznały. […] Szafa eleganckiej pani jest wyzwaniem nawet jeśli ostentacyjnie zostawiamy ją pełną pustych wieszaków i bojkotujemy określenie „pani” i „elegancka”. Jednak twarda i konsekwentna decyzja może rozbroić tezy Jerzego Grzegorzewskiego i przede wszystkim pokazać inną zupełnie kobietę niż tę, która wyłania się z jego komentarza do dyplomu. Męskie poczucie kompetencji wobec kobiecego wyglądu, a Grzegorzewski jako wybitny artysta zdecydowanie je posiadał, siłą rzeczy grozi odebraniem kobiecie jej wolności i niezawisłości wyborów, osadza ją na gruncie niepewności, którą może rozwiać jedynie aprobujące spojrzenie z góry, spojrzenie męskie. Jak pisze Noemi Wolf: „Wiele kobiet nie wierzy w swoją urodę do momentu otrzymania jej oficjalnego potwierdzenia […]. Potwierdzenie to musi zostać wydane przez męską władzę, zastępców Boga Ojca: chirurga, fotografa, sędziego”5. Męska aprobata idzie w parze z męskim krytycyzmem, będącym dla kobiet torturą, od której nie ma odbicia. Wystarczy przytoczyć fragment z dziennika Virginii Woolf, by zrozumieć, jak epizody pozornie bez znaczenia mogą się odcisnąć na morale kobiety.
Oto ostatni dzień czerwca i jest on świadkiem mojej najczarniejszej rozpaczy, bo Clive wyśmiał mój nowy kapelusz. […] No i właśnie kiedy wszyscy przyszliśmy i rozmawialiśmy sobie, Clive nagle powiedział, a raczej wykrzyknął: cóż za przedziwny kapelusz masz na głowie! I zapytał, skąd go wzięłam. Udałam, że to tajemnica, próbując zmienić temat, ale mi nie dali, tylko szarpali mnie na wszystkie strony jak psy zająca; to było brutalne, nieprzyjemne i upokarzające. Więc gadałam i śmiałam się o wiele za dużo. Duncan, jak zwykle usztywniony i kwaśny, stwierdził, że z takim kapeluszem nic się nie da zrobić. Leonard zamilkł, a ja wyszłam w głębokiej rozterce, nieszczęśliwa, jak dawno mi się nie zdarzyło; a kapelusz powracał do mnie we śnie przez całą noc; dzisiejszy dzień jest dla mnie całkiem zniweczony6.
Bez cienia wątpliwości do listy „zastępców Boga Ojca”, o których pisze Noemi Wolf, można dodać projektanta mody i błysk akceptacji w jego wyrobionym, wszechwiedzącym, nieomylnym oku. „Moda jest swoistym teren igrzysk dla jednostek, które wewnętrznie i co do treści są niesamodzielne, potrzebują wsparcia, ale mają też potrzebę wyróżniania się, wyodrębnienia, zwracania na siebie uwagi”7. Georg Simmel, w cytowanym powyżej socjologicznym studium mody, kilka razy zwraca uwagę na niesamodzielność będącą doskonałą furtką dla kogoś z zewnątrz – aby przejąć prerogatywy i władzę nad jednostką, a jednocześnie wyzwolić ją z dylematu niepewności: „Przy naśladownictwie grupa wspiera jednostkę, bo po prostu podsuwa jej formy zachowania i uwalnia ją w ten sposób od męki wyboru i indywidualnej odpowiedzialności za ten wybór”8.
Projektant mody jako figura demiurga tchnącego w niepełną jeszcze kobietę ostateczne, stawiające ją w korzystniejszym niż przed tą interwencją światło, jest niejako figurą z poprzedniej epoki, gdy świat mody nie miał tak globalnego i przemysłowego rysu. To do takiego, rzadko już dziś funkcjonującego paradygmatu odnosi się Grzegorzewski.
Świat ciągle niesie niespodzianki, zmienia oblicza, dynamizuje nasze poczynania, zmusza do przeobrażeń. Określenie zawarte w temacie przedstawia sytuację statyki, zaspokojenia, poddając się jej, wybieramy śmierć – odrzucamy nadzieję zmiany. Kobieta ciągle zmienia swą postać, lecz czas ją wyprzedza i ciągle musi zaczynać od nowa. Dramat zawarty w tej sytuacji, nie stwarza jednak poczucia beznadziejności, bo każe szukać […]9.
W tej konstatacji Jerzego Grzegorzewskiego zawiera się jądro pułapki, w której tkwi kobieta uzależniona. Imperatyw silny jak instynkt samozachowawczy pcha do zakupu, ciągłego ruchu, dynamiki, którą możemy nazwać oddechem szafy. Sugestia, że moment, w którym proces ten ulegnie uspokojeniu jest tożsamy z wyborem śmierci – jest tak naprawdę kluczem do zrozumienia powagi sytuacji. […]
A jednak Grzegorzewski nazywa strunę, którą porusza: „Projektowanie ubioru to czynność czarownika, to uczestniczenie w zabawach tajemnych i groźnych, w których walczy się o uzyskanie szansy w starciu z demonami”10. Jego wypowiedź, wraz z cudownie przewrotną tonacją doskonale potrafię odczytać, nieświadomie ociera się ona o zjawisko, które pogrąża wiele kobiet w zagubieniu. Uderzający jest głębszy wymiar tekstu, który miał być jedynie inteligentną prowokacją o artystycznym rodowodzie. Obraz walki z demonami, w połączeniu z bezwiednym zastawieniem wielu śmiercionośnych pułapek (tkwi w nich wierzgając zalotnie nogami wiele kobiet), jest po prostu idealną definicją zjawiska, o którego istnieniu ojciec mój mógł nie wiedzieć, kobiece zakupy sprowadzając do sybaryckich wypraw dam na Champs Elysées (nie można zapomnieć, że Grzegorzewski pisał w czasach, gdy nie istniało zjawisko tanich, sieciowych sklepów z modą). Naomi Wolf, autorka cytowanego już Mitu urody, przywołuje figurę „żelaznej dziewicy” – okrutnych sideł przeznaczonych dla kobiet, które korespondują z moją wizją mody i zakupoholizmu – sideł okrytych taftową falbanką.
Pierwotna żelazna dziewica była narzędziem tortur w średniowiecznych Niemczech. Było to pudło o kobiecych kształtach, na którym namalowano ciało o cechach ślicznej, uśmiechniętej młodej dziewczyny. Nieszczęsna ofiara była powoli zamykana w środku, wieko zatrzaskiwało się, by unieruchomić kobietę, która umierała z głodu lub, mniej okrutnie, gdy metalowe szpikulce umieszczone po wewnętrznej stronie pudła wbijały się w jej ciało. […] Współczesna kultura kieruje uwagę na wizerunek żelaznej dziewicy, cenzorując jednocześnie twarze i ciała realnych kobiet11.
Figura kobiety tkwiącej w zastawionej pułapce mody, wnykach z żelazną, krwawo wbijającą się w tułów obręczą, jest niewidzialna, zasłania ją bowiem efekt – udany bądź nieudany owoc dobierania przed lustrem zestawu na dany dzień, stereotypowe przekonanie, że ubrania stanowią integralną część kobiecego świata oraz poczucie, że wszelka nierównowaga, od histerii po miesięczną niedyspozycję, jest naturalnie kobiecym rysem. Kobiecy konflikt rozgrywający się przed lustrem, mimo że często jest wołaniem o pomoc uwięzionej kobiety, wielu mężczyznom wydaje się seksowną reminiscencją kankana z Moulin Rouge. Skupiają się za bardzo na samych wierzgnięciach wśród niekończących się fatałaszków, wypierając część kobiecego ciała bezpośrednio stykającą się z wnykami. Mój ojciec potencjalnie należał do takich właśnie mężczyzn. Swoją rolę widzę w przywróceniu kankanowi jego właściwej pozycji i ustawieniu kobiety do pionu. […]
Myli się ten, kto twierdzi, że w modzie chodzi o piękno. Zakupoholiczka goni za światem kontrolowanym. Szuka kontroli, tylko i wyłącznie kontroli. Claire Underwood, bohaterka serialu House of Cards, grana przez Robin Wright, której postać funkcjonuje poza filmem jako ikona mody, jest szykowna i elegancka, ubrana w stonowane kolory bądź czerń. Ołówkowe sukienki, kostiumy z kaszmiru, białe jedwabne koszule to nieodzowne elementy jej wykalkulowanej garderoby. Jedyny rodzaj butów, jaki pojawia się przez cały serial, to bardzo wysokie szpilki (które są również elementem kontrolowania – mężczyzn) i buty do biegania. Underwood czasem występuje boso, na eleganckiej sofie, nie tracąc przy tym kontroli nad wizerunkiem, do satynowych szlafroków nie nosi się wszak butów. Jej kontrola nad światem zaczyna się od szafy, w której nie ma miejsca na żadne niespodzianki i odstępstwa. Serce jej osobowości, zimnej i bezkompromisowej, pulsuje właśnie w garderobie, która nie podlega żadnym ekscesom, jest czystym przykładem ładu i prostoty, perfekcji kroju sukienek i spódnic, leżących jak szyte na miarę. Szafa Claire jest jej orężem i wszystko, co bohaterka planuje, każdy wydedukowany krok w procesie pięcia się po władzę i zwycięstwo, jest jedynie przedłużeniem szafy, szafy idealnej, harmonijnej i zapierającej dech w piersiach wytwornością. Właśnie ta figura udanej kontroli jest utęsknioną przez wiele kobiet metą. Wygląd Underwood jest utopijnym zobrazowaniem kobiecych marzeń, marzeń o nieskazitelnej sukience, która ciągnie mężczyzn jak skuteczny lep, zachowując przy tym cechy obiektywnej salonowej elegancji z najwyższej półki. Chodzi o szafę, która nie rozprasza, która wspiera, która współgra, która nie wierzga w poprzek, która nie budzi pożądania wobec esów floresów z nowej wiosennej kolekcji, która nie dopuszcza zachwytów nad nieskończoną paletą barw. Chodzi o szafę, która skonstruowana jest jak sonet. Styl i szafa Underwood są instrumentarium największej skuteczności.
Jest to próba uprzedzenia ataku, jaki świat szykuje przeciw swym ofiarom, przez działanie zaskakujące i najczęściej nie dające się wytłumaczyć. Ubiór ma zadanie czysto ochronne. Jego jakość można oceniać jedynie skutecznością oddziaływania na psychikę, przeobrażeniami, jakie w niej wywołuje […]12.
Grzegorzewski przywołuje ptasi mechanizm strojenia gniazd przez łagodne i bezbronne ptaki, które używają do tego celu piór drapieżników (zdaje się, że to licentia poetica, nie znalazłam informacji o takich zwyczajach ptaków, jest to raczej reminiscencja plemiennych zwyczajów i przystrajania się Indian w pióropusze). Strategia Underwood jest odwrotna – jako ikona mody z jednej i drapieżnik z drugiej strony, pokazuje, jak zakamuflować drapieżność klasycznym i niewyzywającym stylem, będącym uosobieniem precyzji. Kontynuując rozpoczęty przez Grzegorzewskiego ornitologiczny wątek w odniesieniu do Underwood, można powołać się na fakt, iż zwykłe ptaki zmieniają upierzenie dwa razy do roku, drapieżniki zaś pierzą się raz na kilka lat... Moda pełni więc funkcję służebną i jest częścią owej strategii skuteczności. Kontrolująca postawa Claire Underwood stoi w całkowitej kontrze wobec propozycji Grzegorzewskiego: kobieca szafa nie może składać się z chwilowych szaleństw i nie ma w niej miejsca na słabostki. Zaprojektowana przez niego szafa jest terenem dowolnej kreacji, której wspólnym mianownikiem jest wyrazistość; szafa Underwood jest zbrojownią. […]
Nie mam pojęcia, w co się ubrać. Wszystkie moje ubrania są brązowe, granatowe, albo z weluru. Nie mam pasujących dodatków. Cholera, przepuściłam wszystkie pieniądze, co do centa, na niepasujące do siebie ubrania13.
Naturalna potrzeba wewnętrznego scalenia, zgodna z zasadą, że „co na zewnątrz, to i wewnątrz” jest wodą na młyn projektantów. Jeśli kobieta w szponach mody odnajduje chwilowo poczucie takiej integracji, można mieć stuprocentową pewność, że niebawem jej spokojem zachwieje kolejna fala pokus. Świat „zgadzający się”, uporządkowany, perfekcyjnie zintegrowany i zamknięty w akwariach wystaw, jest światem wiecznie zrzucanej skóry, światem ciągle zmienianego oblicza, światem peruk, których włosy są w nienagannym ładzie. I wprawdzie Grzegorzewski w tworzeniu mody widzi „próbę uprzedzenia ataku, jaki świat szykuje przeciw swym ofiarom, przez działanie zaskakujące i najczęściej nie dające się wytłumaczyć”14, jasne jest, że układ sił przebiega zgoła odwrotnie i że to zmienne jak w kalejdoskopie trendy atakują kobietę niczym okrutny rapier. Wobec wystawy sklepowej, czy żurnalowych propozycji kobiecy umysł staje się taśmą samoprzylepną, do której klei się wszystko, co się widzi – jak określiła to Virginia Woolf opisując w jednym z artykułów handlowe oblicze Oxford Street. Perfekcyjny, łapany niczym sroka za ogon, świat ulega bankructwu z chwilą, gdy kobieta objuczona torbami wraca do domu. Rzeczy, które jeszcze w sklepie wydawały się idealne, okazują się otwierać bramy wewnętrznego chaosu. Niepasujące do siebie ubrania, to znaczy nadmiar i przepych, z którego nie ma pożytku, to bolączka wielu kobiet. Próba dopasowania poszczególnych elementów garderoby jest par excellence tym, czym w ogóle jest moda – „formą zmienności i przeciwieństw życia”15 – jak nazywa ją Simmel, nieustającą zabawą wielokolorową kostką Rubika z nieskończoną ilością kolorów i pól, przy czym reguły tej zabawy zmieniają się dwa razy do roku z nadejściem jesiennej i wiosennej kolekcji. Kobieta, która nie ma się w co ubrać, jest zazwyczaj w wewnętrznej rozsypce, jest zdekonstruowana i pozbawiona tożsamości, która, jak już było wzmiankowane wcześniej, nadawana jest niejako wraz ze strojem, poprzez tchnienie Projektanta/Stwórcy.
Samopoczucie wielu uzależnionych kobiet jest związanie z ubraniami w kurczowym niewolniczym poddaństwie. Kobieta i jej strój to system naczyń połączonych i łańcuch kobieta/strój/samopoczucie jest mechanizmem przyczynowo-skutkowym. „Strój zmienia nasz pogląd na świat, jak również pogląd świata na nas”16. Ta utarta już diagnoza jest słuszna, ale zbyt łagodna, gdy chodzi o rewir piekielnego chaosu szaf w kobiecych głowach, gdy strój wchodzi w kompetencje nie tylko tak zwanego oglądu świata i ewentualnego doń nastawienia (dystynkcja, bunt, nonszalancja, powaga, zalotność), ale w wielu przypadkach ma na właścicielkę wpływ stricte fizjologiczny. Kobieta, która nie ma się w co ubrać, często nie może zebrać myśli i jest ciągle na przedsionku, chce oddać skok, lecz dopóki nie znajdzie odpowiedniego wyrazu dla wyglądu, nie będzie gotowa. Kobieta, która ma się w co ubrać, jest skupiona, precyzyjna i nie roztrwania energii na rzeczy pozbawione wagi. Tu, gdzie pewna dyscyplina i powściągliwość mają sens, czyli w świecie ubrań, figura słusznie skompromitowanego w realnej modzie gorsetu nie jest pozbawiona rozsądku. Zasznurowanie wybujałych potrzeb i znalezienie dla nich ryz w ostatecznym rozrachunku otworzy nowe pola działania. Zgoła odwrotnie rzecz ma się na polu intelektualnym, gdzie wszelka wolność myśli i jej nieskrepowanie są wielką, wymierną wartością. Emily Dickinson zderza te dwa światy, gdy mówi: „Kiedy moje myśli nie są odziane – mogę je rozróżnić, ale kiedy przyodzieję je w Suknie – wyglądają jednakowo i sztywno”17, oraz gdy wzmiankuje: „Zrobiłam w tym czasie spis mych paru zmysłów, a także kapelusza, palta i moich najlepszych butów – ale wszystko pogubiło się w tym mêlée, a ja z latarnią w ręku poszukuję siebie”18.
Przypisy: