ISSN 2956-8609
Pod jego ręką zagrałam parędziesiąt ról, których od strony zawodowej nie muszę się wstydzić. Te role, które rozłożyłam, rozłożyłam również jak zawodowiec. Fachowo i skutecznie. [...] Od pierwszej próby [Zawiszy Czarnego w Teatrze Telewizji, pierwszego ich spotkania – przyp. E.H.] spodobała mi się praca z nim. Konkrety. Wiersz słyszał bezbłędnie. Stawiał wyraźne zadania. W sposób rygorystyczny egzekwował od wszystkich aktorów jeden styl grania. [...] Dyskusji nie podlegały warunki teatralnej wyrazistości. Głosu dykcji, oddechu, ruchu. Tu trzeba było podporządkować się bez gadania. I tak z ogromnym marginesem wolności osobistej powstawały Panna Młoda, Sonia, Wąsowska, Gertruda, Natalia Pietrowna, Gospodyni w Weselu, św. Joanna, Maria od Iredyńskiego1.
Nie podejmuję się poddać syntetycznej refleksji metodę pracy Zofii Kucówny, streścić wielowątkowość jej ról i wkład w rozwój interpretacji postaci z kanonu klasyki światowej. Dwadzieścia cztery role teatralne (według spisu Encyklopedii Teatru Polskiego) i dwadzieścia trzy w Teatrze Telewizji, to liczba spotkań Adama Hanuszkiewicza i Zofii Kucówny na gruncie zawodowym.
Opiszę jedną rolę, skonfigurowaną w sposób szczególny. Kreacja ta zarazem pozwoli pokazać Zofię Kucównę w kontekście poprzednich postaci i pozycji pierwszej aktorki, żony, dyrektorowej Teatru Narodowego w latach 1969–1983. Monodram Maria według słuchowiska (dramatu) Ireneusza Iredyńskiego grano w Teatrze Małym wspólnie z Czystą miłością – scenariuszem filmowym, prezentowanym przez Daniela Olbrychskiego. Premiera odbyła się 29 listopada 1975 roku, tytuł zdjęto z afisza niemal dwa lata później po sześćdziesięciu spektaklach2.
W owym czasie Zofia Kucówna gra jedną, dwie role rocznie. Krakowską szkołę teatralną skończyła dwadzieścia lat wcześniej. Doskonale odnajduje się w różnorodnym repertuarze klasycznym: Nora w Domu lalki Henrika Ibsena (reżyseria Jerzy Goliński, 1957) w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy; Ariel w Burzy Williama Shakespeare’a (reżyseria Krystyna Skuszanka, 1960), Szimena w Cydzie Stanisława Wyspiańskiego (reżyseria Irena Babel, 1960) – oba spektakle w warszawskim Teatrze Powszechnym. Na tej samej scenie czternaście lat przed premierą Marii zagrała rewelacyjnie Eurydykę, tytułową rolę w dramacie Jeana Anouilha (reżyseria Jacek Szczęk). Dziewczyna ze zdjęć w „Ty i Ja” podpatrzona w kawiarni Zodiak lub Krokodylu, w sposób przekonujący oddała zagubienie młodości wobec wyzwań XX wieku. Nazywała tę rolę przełomem, także wizerunkowym. Opowiadała o fryzjerze, który obciął jej włosy na zapałkę i sam przestraszył się efektu; o manicurzystce, która, patrząc na tlenienie fryzury à la Jean Seberg w Witaj, smutku (filmie z 1958 roku), powiedziała przestraszonej aktorce: „No, to jest pani teraz współczesną, nowoczesną, awangardową dziewczyną. Stylową!!!”.
Od tej roli przestano o mnie mówić, że jestem brzydka. Zaczęto mówić, że jestem współczesna. Że jestem typem dziewczyny „takiej, jakich tysiące przewija się przez ulice naszych miast, zasiada w uniwersyteckich aulach, wita nas w samolotach, daje się podziwiać na bieżniach sportowych, przesiaduje w kawiarniach i jeździ na Mazury”3.
Nie oznacza to jednak, że Zofia Kucówna „doszusowała” do grupy artystek kociaków, utrwalających styl życia i dyskutujących nowoczesną modę. Aktorka wykorzystuje ten styl do pracy w teatrze.
Przygrywka
Przez pryzmat tej narracji interpretowano kolejne, nawet najbardziej klasyczne, role Kucówny – przede wszystkim Sonię w Zbrodni i karze Fiodora Dostojewskiego (reżyseria Adam Hanuszkiewicz, Teatr Powszechny, 1964), zdaniem aktorki, jej szczytowe osiągnięcie. Kulisy tej pracy kilkakrotnie szczerze opisała. W emocjonalnym wywiadzie zrealizowanym przez Agatę Adamiecką-Sitek i Michała Januszańca w 2017 roku otwarcie mówiła o załamaniu psychicznym w tamtym okresie i wysokiej cenie, którą zapłaciła za sukces roli4.
Andrzej Hausbrandt portretując aktorkę, cytował dziennikarkę, która o postaciach przez nią budowanych pisała jako o „kobietach nieco dziwnych”5. Rozumiem: skomplikowanych, zdeterminowanych, niejednoznacznych w odcieniach szarości i smutku – jak Bronka z Dziewcząt z Nowolipek według Poli Gojawiczyńskiej (reżyseria Stanisław Wohl, Teatr Telewizji, 1970) czy w spektaklach Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym: Joanna D’Arc w Świętej Joannie George’a Bernarda Shawa (1969), Masza w Trzech siostrach Antona Czechowa (1971) czy Natalia Pietrowna w Miesiącu na wsi Iwana Turgieniewa (1974)6. Hausbrandt podkreśla, że najbardziej fascynującą cechą talentu Kucówny jest umiejętność „oswajania” owej niezwykłości. Usprawiedliwianie jej w codzienności i znajdowanie dla niej przekonujących motywacji.
Mamy więc aktorkę brzydko-piękną, silno-słabą, staro-młodą, która w zależności od potrzeb realizuje niejednoznaczne emploi. W 1974 roku grają z Tadeuszem Łomnickim u Hanuszkiewicza w Weselu Gospodynię i Gospodarza. Jedenaście lat wcześniej grała u niego Pannę Młodą.
Sedno
Autor Żegnaj, Judaszu zaproponował dwie historie opowiadane z perspektywy kobiety i mężczyzny. Czysta miłość jest spowiedzią skromnego bibliotekarza, który z miłości – zazdrosnej, szaleńczej i zaborczej – zabija domniemanych kochanków żony. Daniel Olbrychski nie odnalazł się w roli polemizującej z wizerunkiem Kmicica (Potop wszedł na ekrany rok wcześniej). Żadna recenzja nie docenia pomysłu na groteskową interpretację tej postaci. Inaczej stało się z propozycją Zofii Kucówny.
Maria jest tekstem rozliczeniowym – opowieścią o życiu kobiety z pokolenia aktorki. Tytułowa bohaterka pochodzi z małomiasteczkowej rodziny robotnika tartaku. Wojna nie doświadczyła zanadto tego domu w przeciwieństwie do nowej władzy. Maria, łaknąc akceptacji rówieśników, niejako mimochodem angażuje się w pracę Związku Młodzieży Polskiej. Coraz gorliwiej działa na rzecz krzewienia socjalizmu i umacniania władzy ludowej. Ściąga na siebie gniew ojca, odchodzi z domu. Studia dla działaczy ZMP są na wyciągnięcie ręki. Maria dostaje miejsce w akademiku, stypendium. Do tego stopnia wierzy w obowiązujący kurs polityki, że na tydzień przed ślubem denuncjuje narzeczonego. Chłopak nie składa samokrytyki – zostaje wyrzucony ze studiów i wysłany, w ramach służby wojskowej, do pracy w kopalni, gdzie niedługo ginie.
Dziewczyna żyje w przekonaniu do słuszności swojego postępowania. Kończy studia, wychodzi za mąż, rodzi córkę, zawiesza karierę naukową, wyjeżdżają na wieś. Małżeństwo nie przetrwało, Maria powraca na uczelnię, pisze pracę doktorską. Staje się samotną matką, pędzącą od dziecka do pracy, z pracy do dziecka. Otwarcie mówi, że żyje zgodnie z zasadami women’s liberation. Zalicza przygodne związki z mężczyznami. Po obronie doktoratu znajduje pracę w poradni dla alkoholików, gdzie z dawną gorliwością, budzącą niechęć kolegów i koleżanek, leczy chorych. W życiu Marii pojawia się Piotrek, trzydziestopięciolatek, ale wciąż chłopak – jak go określa. To układ, który jej najbardziej pasuje: bez zobowiązań, na prawach partnerstwa. Piotrek po kilku latach pracy w fabryce wyjeżdża w Bieszczady, żeby wycinać las, grać w karty i pić. Od czasu do czasu jednak kochankowie dzwonią do siebie, spotykają się.
Maria opowiada rzeczowo, ma mało czasu. Wie, że niebawem umrze. Musi zorganizować życie córce. Wracają do niej wspomnienia, w snach pojawia się Janusz – zdradzony narzeczony – nieruchoma twarz człowieka, którego swoim postępkiem skazała na śmierć. Tekst kończy się słowami:
Mimo że moje życie nie było niezwykłe ani też typowe, chcę by ludzie się o nim dowiedzieli. Proszę niech im pani coś przekaże ze mnie, chcę, aby o mnie choć przez chwilę pomyśleli. Proszę, niech im pani przekaże. Boję się, bardzo się boję7.
„Przekazałam” – mówi aktorka w końcu spektaklu. Ramę tekstu wyznacza bowiem sytuacja teatralna. Oto aktorka – Zofia Kucówna – wchodzi na scenę otoczoną z trzech stron rzędami krzeseł. Przyciska do siebie teczkę, torebka wypada jej spod pachy. Trzyma spodek ze szklanką gorącej herbatą i okulary. Wygląda prywatnie. Rozkłada papiery i rozpoczyna opowieść o Marii, która przysłała jej tekst z prośbą o wystawienie8. Zofia Kucówna oddaje głos swojej równolatce.
Dramat reporterski – jak mówili recenzenci; normalka – jak oceniała publiczność. Zdaniem większości głosów – opowieść o rozliczeniu z niewygodną, męczącą przeszłością, młodością zaczadzoną trudnymi wyborami, brutalnością życia w stalinowskim reżimie. Maria była kobietą przemieloną przez system, choć także jego beneficjentką. To także portret wpisujący się w narrację o rozczarowaniu małą stabilizacją. Opowieść o próbach emancypacji – obyczajowej, społecznej, ale i o uwiązaniu w jej ramach. Maria jest nowoczesna i wyzwolona, ale również niebywale racjonalna i odpowiedzialna. Doprowadza sprawy do końca, metodycznie zamyka kolejne rozdziały życia. Bez nadmiernej egzaltacji referuje brutalne pobicia przez ojca, zebranie w sprawie Janusza, relacje z mężem Stefanem, baby blues po urodzeniu Joanny. Nie roztrząsa trudu pisania pracy doktorskiej, nie użala się nad osamotnieniem. Nie przyznaje sobie odznaki feministki, żyjącej w zgodzie z ideą wolnej miłości. Nawet finałowy lęk jest wypowiedziany bez sugestywnych przymiotników. A przecież korciłoby dodać choć trochę tragizmu.
Zofia Kucówna trzymała się zasady, że przedstawia reporterski zapis jednego zwyczajnego życia. Recenzenci pisali o kreacji zdyscyplinowanej, wycofanej, stonowanej, w której każdy gest był obliczony na konkretny efekt, niczym w partyturze. Tylko Jan Kłossowicz utyskiwał na zbytnie machanie rękami, ale zaznaczył, że jest niechętny formie monodramu9. Aktorka dyrygowała widownią, stopniem jej utożsamienia się z bohaterką, emocjami, osądem za i przeciw postępowania kobiety. Nie pozwalała na przechylenie szali na którąkolwiek ze stron. Maria jest niejednoznaczna, jak życie większości dorosłych w ówczesnej Polsce.
Raporty ze spektakli zawierają zwykle te same słowa: „komplet na widowni, publiczność w skupieniu słuchała monologów”. Z czasem pojawiły się adnotacje: „Brawa na wejście p. Kucówny. Duże brawa po monologach. Owacja dla p. Kucówny, brawa dla autora”. Krytycy pisali:
Widz może odnieść wrażenie całkowicie prywatnego kontaktu z wykonawczynią [...] monodram Zofii Kucówny tchnie takim autentyzmem, posiada taki ładunek prawdziwego, niekłamanego uczucia. Główna to zasługa aktorki, nie wpadając w czułostkowość, operuje szeroką gamą aktorskich środków, od żartu i ironii po głębokie zaangażowanie emocjonalne. Zofia Kucówna nawiązuje bezpośredni kontakt z widownią, potrafi ją zmusić do słuchania i myślenia o tym, co słyszy10.
Kucówna uświadamia nam, jak nieuchwytne są granice aktorstwa, jak względne mogą być owe podziały, przypisujące aktorstwu jedynie zdolność odtwarzania11.
W 1952 na tydzień przed ślubem Maria denuncjuje ukochanego. Czyni to w najlepszej i najżarliwszej wierze, po czym zwraca się o wsparcie duchowe do ZMP. Publiczność na premierze się śmieje, zbyt wiele było tych tragedii naiwności, zmęczyły, opatrzyły się. Kucówna przetrzymuje śmiechy i mówi na pół karcąco, a na pół z wyrzutem. Mówi improwizując (tej kwestii nie ma w tekście): „To wcale nie jest śmieszne”. Mówi to tak, że śmiech odbija się od niej i zawraca szyderczym pytaniem: Z kogo się śmiejecie?12
Zofia Kucówna otrzymała za rolę Marii nagrodę I stopnia na Festiwalu Polskiej Sztuki Współczesnej we Wrocławiu. Nie wszędzie jednak towarzyszyło jej uznanie. Wspominała:
W pewnym sanatorium w Cieplicach poniosłam sromotną klęskę. Spektakl przyjęto jako moje prywatne zwierzenia. O mnie samej. Nikt nie odczytał podwójnej relacji. Wcielania się we dwie osoby. Mało tego. Przypisano mi potrzebę szukania u ludzi rozgrzeszenia. Podczas dyskusji po spektaklu zostałam potępiona i jeden pan, nota bene z zawodu górnik, powiedział słowa, które mnie prześladują do dzisiaj:
– Nie sądziłem, że właśnie pani, co tak niewinnie śpiewa Kaziu, zakochaj się, i tak pięknie opowiada w telewizorze o swojej rodzinie w Opowieściach mojej żony, mogła w młodości popełnić taką niegodziwość. I co? Chce pani, żebyśmy panią rozgrzeszyli? Nie rozgrzeszymy!! [...] Co się nagadałam, żeby ich przekonać, że to nie mój życiorys. [...] Bój, który musiałam stoczyć o własny życiorys, spowodował, że z Marią jeździłam jedynie w takie miejsca, gdzie mogłam liczyć na wyrobioną teatralnie publiczność.
Nie miałam za złe ani temu górnikowi, ani reszcie widowni, wzruszyli mnie raczej swoją naiwną, dziecinną potrzebą identyfikowania aktora z rolą13.
Aktorka, inaczej niż w pracy nad rolą Soni w Zbrodni i karze, stawia zdecydowaną granicę między kreacją a prywatnością. O jedenaście lat starsza Kucówna nie jest w tej roli jedynie tubą i reprezentacją rozliczeniowych lęków. Gra postać zachłanną na samodzielne życie, pokazuje trud funkcjonowania w codzienności lat siedemdziesiątych. To nie jest już osoba, którą stać na poświęcenie siebie dla dobra recepcji przedstawienia i budowania legendy jego twórców. Ma komfort trzymania się swoich przyzwyczajeń i nie zabiega o akceptację.
W tej opowieści, pozornie, zniknął reżyser Adam Hanuszkiewicz – może dlatego, że kreacja Marii była zwycięstwem – świadomej artystki. Zofia Kucówna miała przed sobą kilka ważnych ról, do 1983 roku, kiedy Adam Hanuszkiewicz został usunięty z dyrektorskiego stanowiska. Na afiszu Marię zastąpiła Fedra (w reżyserii Hanuszkiewicza), studium kobiety oszalałej z zazdrości, rozpaczy i lęku przed przemijaniem. W Zapachu szminki, opisując relacje zawodowe z Hanuszkiewiczem, napisała:
Swentuna, Diana, Żona w Nie-Boskiej, Masza, Lady Makbet, Anna w Płatonowie, Fedra – to była tresura. Tresura ciężka i bezwzględna. I jeśli mam mu być za coś wdzięczna to właśnie za tę tresurę, która dała mi pojęcie i świadomość hierarchii spraw ważnych i koniecznych w zawodzie.[...]
Nasz duet zawodowy z Hanuszkiewiczem oceniam pozytywnie dla obu stron14.
Przypisy:
1 Zofia Kucówna, Zapach szminki, Warszawa 2001, s. 151.
2 Dane pochodzą z raportów inspicjenckich. Archiwum Artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie.
3 Z. Kucówna, dz. cyt. s. 78.
4 Z. Kucówna, rozmowa w ramach projektu „HyPaTia. Kobieca historia teatru polskiego”, https://www.youtube.com/watch?v=yu_Thf2HCK0.
5 Por. Andrzej Hausbrandt, Kucówna: szkic do portretu aktorki, Warszawa, 1977.
6 W tym czasie Zofia Kucówna była również Elektrą, Lady Makbet, Żoną w Nie-Boskiej komedii, Gertrudą w Hamlecie lub Laurą w Kordianie. Role te były częścią szeroko dyskutowanych przedstawień Adama Hanuszkiewicza, które budowały jego legendę.
7 Ireneusz Iredyński, Maria, egzemplarz inspicjencki. Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego.
8 Więcej A. Hausbrandt, dz. cyt.
9 Jan Kłossowicz, Trzy w linii prostej, „Literatura” 1975 nr 50.
10 Maciej Karpiński, Dwa razy miłość, „Sztandar Młodych” 1975 nr 300.
11 Michał Misiorny, Spotkanie z Zofią Kucówną, „Trybuna Ludu” 1975 nr 29.
12 Anna Schiller, Prowokacje Iredyńskiego, „Kultura” 1976 nr 2.
13 Z. Kucówna, dz. cyt. s. 273.
14 Tamże. s. 151.