ISSN 2956-8609
Z Mariuszem Guglasem, p.o. dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie, rozmawia Maryla Zielińska
Pełni Pan jednoosobowo obowiązki dyrektora. Nie ma rozgraniczenia na naczelnego i artystycznego. Jaki jest zakres Pana obowiązków?
Pełnię obowiązki dyrektora naczelnego, odpowiadam za bieżące sprawy, gwarantujące ciągłość działalności instytucji. W kwestiach artystycznych wspiera mnie Jan Czapliński z działu programowego. Kontynuujemy główne założenia ustalonego wcześniej planu, gdyż pracę w teatrze ustala się z dużym wyprzedzeniem. Premiery, repertuar nie powinny być zachwiane do wyboru nowego dyrektora naczelnego i artystycznego.
To jest ustalenie między Panem a Janem Czaplińskim czy między Panem a Biurem Kultury miasta stołecznego Warszawy?
Biuro Kultury w kwestiach personalnych pozostawia mi pełną autonomię, ale ze względu na wyjątkową sytuację w teatrze ściśle współpracuję z miastem. Przedstawiłem główne założenia kadrowe, omówiliśmy je i staram się je realizować. Jan Czapliński pomaga mi utrzymać kurs i jest kuratorem Warszawskich Spotkań Teatralnych.
1 lutego premiera spektaklu Weroniki Szczawińskiej. Czy Pan będzie ją odbierał na generalnych, czy z Janem Czaplińskim? Jak jest tradycja tutaj?
Trudno mówić o tradycji odbioru spektaklu w aktualnej sytuacji. Umówiliśmy się z Janem, że zrobimy to według swoich kompetencji – on odbiera premierę artystycznie, ja jako całość, a również poprzez powołanie komisji odbioru, która ocenia spektakl pod względem bezpieczeństwa i warunków technicznych.
Będzie to pierwsza premiera sezonu, późno. Plan zakładał pięć tytułów. Premiera Heks nie odbyła się. Czy teatr wróci do pracy nad Heksami?
W najbliższym czasie nie widzę przestrzeni do kontynuowania prac nad tym spektaklem. Możemy powrócić do tematu, gdy sytuacja będzie na to pozwalać.
Czy z Pana punktu widzenia, szefa techniki, Heksy były przedstawieniem gotowym do premiery?
Pod względem scenografii były gotowe, brakowało ustalenia konkretnych obrazów, czyli dokończenia w nich świateł, zmian wideo i zmian technicznych w całości przedstawienia.
Jakie będą kolejne premiery? Teraz najczęstszym tytułem na afiszu jest „spektakl odwołany”.
Mam nadzieję, że sytuacja jak najszybciej wróci do normy. Zwyczajny rytm pracy jest pewnego rodzaju lekarstwem. Staramy się dotrzymać zobowiązań zawartych z twórcami z dużym wyprzedzeniem i – mimo pewnych zmian założeń artystycznych – zamierzamy do końca sezonu zaproponować widzom cztery premiery. Serdecznie zapraszam na Nasze czasy w reżyserii Weroniki Szczawińskiej na Małej Scenie. Premiera już 1 lutego. W połowie marca zaprezentowany zostanie skierowany do młodzieży projekt Agaty Baumgart i Aleksandry Matlingiewicz Dzieci Saturna – na foyer Dużej Sceny. Po premierze spektakl będzie grany w śródmiejskich liceach, na co uzyskaliśmy dotację z dzielnicy Warszawa-Śródmieście. W połowie kwietnia premierę będzie miała Antygona w Molenbeek Stefana Hertmansa w reżyserii Anny Smolar – na Małej Scenie. Na początku czerwca przedstawienie w reżyserii Wojciecha Rodaka (trwają ustalenia tytułu i obsady) – też na Małej Scenie. W drugiej połowie maja planujemy 44. Warszawskie Spotkania Teatralne.
Czyli na Dużej Scenie w tym sezonie nie będzie żadnej premiery?
Nie. Spróbujemy zapełnić ją repertuarem, który posiadamy. Nowy dyrektor artystyczny zaplanuje kolejny sezon.
Z tego co i jak Pan mówi odnoszę wrażenie, że cały czas mamy tu do czynienia z traumą? Będzie Pan przywracał zwolnione osoby? Czy ludzie ze zwolnień lekarskich wrócą do pracy?
Tak jak omówiłem bieżący plan działania z Biurem Kultury, tak i przy jego wsparciu prowadzę indywidualne rozmowy z aktorami. Biorąc pod uwagę argumentację i ich chęć powrotu, w większości sytuacji przywracam te osoby do pracy.
Zdradzi Pan nazwiska?
Niedługo to się wyjaśni, jesteśmy w trakcie rozmów.
Przywrócenie do pracy zwolnionych osób ma wpływ na repertuar, konkretne tytuły mogą wrócić na afisz. Część spektakli zapewne nie jest grane z tych powodów?
To zawsze jest decyzja oparta na wielu czynnikach. Ewentualne przywrócenie tytułów będzie rozpatrywane po analizie informacji przekazanych przez działy koordynacji, biura obsługi widza, programowy oraz, oczywiście, księgowość.
Monika Strzępka otrzymała wymówienie 5 stycznia, bez obowiązku świadczenia pracy. Czy to znaczy, że od 6 stycznia nie ma jej w teatrze?
Nie, nie przychodzi do Dramatycznego. Miałem bardzo dobre relacje z Moniką, do ostatniego dnia. Spodziewając się odwołania, udzieliła mi wszystkich upoważnień do reprezentowania teatru, na które pozwalało prawo.
Jaki jest status Kolektywu Dramatycznego? Na stronie internetowej teatru jest pełen skład, a Monika Strzępka przecież ogłosiła jego rozwiązanie.
Monika faktycznie stwierdziła, że Kolektywu już nie ma. Agata Adamiecka-Sitek przebywa na zwolnieniu lekarskim, Monika Dziekan jest w okresie rozwiązywania umowy o pracę. Małgorzata Błasińska pracuje nad produkcją czterech premierowych tytułów, które wymieniłem. Dorota Kowalkowska przebywa na zwolnieniu lekarskim, jest współkuratorką tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych i mam nadzieję, że pozostanie na pokładzie.
Jak długo będzie Pan p.o.? Czy Biuro Kultury określiło terminy nowego konkursu?
Prace nad ogłoszeniem konkursu trwają, trzymam kciuki za szybkie ogłoszenie. Zazwyczaj procedura konkursowa trwa trzy-cztery miesiące od ogłoszenia warunków.
Czy Pan będzie startował w konkursie na dyrektora Teatru Dramatycznego?
Na razie jestem skupiony na bieżącej pracy, która mnie na tyle absorbuje, że nie pozostawia mi przestrzeni na takie rozważania.
Czy Biuro Kultury zdradzało, że warunki konkursu zostaną zmienione w stosunku do poprzedniego?
Nie uczestniczę w tych pracach.
Przechodząc przez sekretariat zauważyłam, że napisu „waginet” już nie ma. Czy Wilgotna Pani, ten sztandar, został też wyprowadzony z teatru?
Rzeźba Iwony Demko jest dziełem sztuki, w porozumieniu z autorką została u nas zabezpieczona i będzie przechowywana, dopóki artystka nie znajdzie dla niej nowego miejsca ekspozycji.
Czyli nie jest własnością Teatru Dramatycznego?
Rzeźba jest własnością autorki.
Wcześniej pracował Pan w TR Warszawa. Czy już wtedy wyczuwało się kryzys tego zespołu? Pytam o to, bo może ma Pan refleksję na temat, dlaczego w polskim teatrze ostatnio wybuchają kryzysy na linii zespół i jego lider?
Pracowałem tam ładnych kilka lat temu. To był czas takich premier jak T.E.O.R.E.M.A.T., Między nami dobrze jest – bardzo dobry okres. Wtedy nie było mowy o kryzysie, dominowała duma z miejsca, w którym się pracuje.
Obserwuję kryzys teatru jako instytucji, wiązałbym go z pandemią, wojną, inflacją – problemami społecznymi, które rozchwiały życie, także teatralne. Odnoszę wrażenie, że z perspektywy teatru świat zmienił bieguny. Kiedyś koloryt życia był w teatrze, związany z całą kulturą życia tego miejsca, natomiast na zewnątrz było skromnie i szaro. Teraz to się odwróciło, przestrzeń dookoła oferuje nieograniczone możliwości, a w teatrach zmagamy się między innymi z trudnościami finansowymi. Pieniędzy jest mniej, realizacje są uboższe niż powiedzmy dziesięć lat temu, mniej się też podróżuje.
Czy strukturalny problem niedofinansowania Teatru Dramatycznego, który zgłaszała Monika Strzępka, będzie przez miasto rozwiązany w nowym rozdaniu?
Problem niedofinansowania nie zniknie, konieczne jest wnikliwa analiza sytuacji, jestem w jej trakcie. Rozwiązania, jakie nasuwają się w pierwszej kolejności, to próba pozyskania środków z wszelkich możliwych źródeł i organizacja pracy teatru uwzględniająca realne możliwości finansowe.
Czy kontrola miasta będzie powtarzała ścieżkę Państwowej Inspekcji Pracy?
To są dwa różne pola. PIP skupia się na kwestiach kadrowych, prawie i bezpieczeństwie pracy. Czekamy na raport pokontrolny. Nie znamy na razie terminu ani zakresu kontroli miejskiej.
Zaczynał Pan współpracę z ostatnią dyrekcją otoczony kobietami, kończy Pan jako jedyny mężczyzna, biały, nie wnikam – hetero- czy homoseksualny. Jakie to daje poczucie?
Takie rozważania nie przyszły mi do głowy. Wyznacznikiem jest dla mnie tolerancja i profesjonalizm. Nie ma znaczenia płeć, wyznanie, poglądy. Nauczyłem się tego przez lata, kierując dużymi zespołami technicznymi. To są specjaliści różnych dziedzin. Tolerancja wynika z szacunku i ciekawości drugiego człowieka.
Gdzie tkwił błąd tej dyrekcji, że upadła i to w taki sposób?
Nie powinienem wypowiadać się w tej kwestii. To, co się wydarzyło, jest jeszcze za świeże i zbyt skomplikowane. Poza tym nie czuję się upoważniony.
Wierzył Pan w powodzenie tego projektu
Wierzyłem, w końcu cały czas kierowałem największym działem w teatrze. Wierzyła większość pracowników. Miałem jednak świadomość, że kolektywne zarządzanie jest szalenie trudne. Jak mogłem – starałem się pomóc, nie zawsze ta pomoc była przyjmowana. Wszyscy chyba wierzyliśmy, że to będzie coś nowego, świeżego, fascynującego. Byliśmy otwarci, bo jesteśmy instytucją artystyczną. Niestety, z czasem sytuacja zaczęła się komplikować.
Chyba żal?
Na pewno. Ale i dla niektórych ulga, że to się skończyło. Może nie dla mnie, bo mam bardzo dużo pracy, wymagającej poświęcenia się, wiele stresów. Każdy ma dzieci, kredyty, chce wyjechać na wakacje, jechać na rolki, nie jest w stanie poświęcić się tylko teatrowi. Kiedyś teatr był miejscem tak kolorowym a rzeczywistość tak szara, że kusił do bycia w nim. Teraz świat stał się barwniejszy, a teatr przyszarzał. Staram się przywrócić normalne proporcje między życiem a pracą.
Życzę powodzenia.