ISSN 2956-8609
La Grande Sarabande – Georg Friedrich Händel
Pamięci Macieja Prusa (1937–2023)
Człowiek nie jest jedną melodią, jednym obrazem, jedną wersją. Mieni się i pozostaje nieuchwytny. Zwłaszcza, kiedy odchodzi.
Gdybym umiała namalować jeden z portretów Macieja Prusa, przedstawiałby mężczyznę o fantastycznie długich rękach i nogach, siedzącego na przypadkowym krześle. W jego dłoniach spoczywałaby psia smycz, a u jego stóp leżałby sobie Largo. Wzrok pana Macieja byłby lekko figlarny, a usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Ciało pozostawałoby w niedbałym ułożeniu, ale odnosiłoby się wrażenie, że mężczyzna może w każdej chwili zerwać się z miejsca, choć akurat jest zajęty przyjemną konwersacją. Tak, poderwać się z miejsca, uczynić gwałtowny ruch rękoma i momentalnie wyskoczyć z ram obrazu. Na portrecie ubrany byłby w jednolity, wyblakły, granatowy sweter i spodnie.
Tak. Ale to za mało. To byłaby tylko skromna, setna część portretu człowieka, którego filuterne spojrzenie potrafiło w jednej chwili zgasnąć, a uśmiech zniknąć z twarzy o charakterystycznym, wydatnym nosie.
Na kolejnym obrazie w tej galerii pan Maciej biegnie. Podczas próby zerwał się właśnie ze swojego miejsca na widowni i biegnie w stronę sceny wznosząc wysoko ręce. Largo również się zrywa, ale wie, że na scenę wbiegać nie powinien, więc zatrzymuje się na granicy tych dwóch światów, czekając. Kiedy pan Maciej biegnie, trochę się obawiamy, bo na widowni jest ciemno, a schodów po drodze mnóstwo. Jest zaaferowany, ale pozytywnie. Krzyczy: „Piesku, nie tak!” albo „Pieseczku, dobrze, super!”. (Przy czym nie do Largo padają te słowa! Pieseczkami byliśmy czasem pieszczotliwie nazywani wszyscy jak popadnie i nigdy nie było w tym nic obraźliwego).
Jeszcze inny obraz, na którym Maciej Prus siedzi na widowni, w półmroku, wbity w fotel i obserwuje próbę, którą prowadzi. Ale tutaj siedzi w milczeniu (zresztą na obrazie o to nietrudno…), niczego nie komentuje. Więc… nie jest dobrze. Nie podoba mu się, a wtedy jest cichutki. Nie lubimy, kiedy taki jest, bo odnosimy wówczas wrażenie, że jest mu wręcz przykro. Ale na tym obrazie nas nie widać, ponieważ to nie o nas wystawa. Spojrzenie pana Macieja już nie jest figlarne ani nawet wesołe, ale wycofane. Trochę smutne, a trochę zdziwione tym, co widzą właśnie jego oczy, jakby myślał sobie: „Co na Boga wyprawiają ci aktorzy…?”.
Byłby też obraz, na którym pan Maciej jest chwalony! Ale wtedy jego ciało kurczy się nieporadnie, jakby po młodzieńczemu nie wiedział, co z tym długim ciałem zrobić. Jego policzki są lekko zaróżowione z emocji. Jest zadowolony, jaśnieje, a jednocześnie się tego promienienia wstydzi. Pies na tym obrazie spogląda na niego spokojnie i życzliwie. Bo Largo wszystko o swoim panu wie, ale się z tym nie obnosi.
Wreszcie obraz, na którym pan Maciej znów jest widzem, ale nie swojego teatru, a po prostu widzem życia, podglądaczem ludzi i… nie jest łaskawy w stosunku do tego, co widzi. Czujne oko malarza oddałoby wówczas w jego oku odrobinę złośliwości, inteligencji oraz ironii, a usta byłyby lekko ściśnięte, jakby pan Maciej starał się właśnie stłumić to, co wołałby po cichutku wymamrotać. A gdyby jakimś cudem przemówiłby do nas z obrazu, usłyszelibyśmy zapewne śpiewne: „Nienawiiiidzę!”, które wymówiłby z właściwym dla siebie wdziękiem.
No właśnie, ilu rzeczy nie mógłby taki obraz oddać… Ile osób nie mogłoby, patrząc na te portrety, usłyszeć tych anegdot, które płynęły jak rzeka. Historii mniej lub bardziej pikantnych, wspomnień o teatrze, życiu, opowieści o muzyce i losach ludzkich.
Jak też odmalować stosunek pana Macieja do Czasu? Był jedną z osób, które nigdzie się nie śpieszą, choć teraz może się to wydawać coraz bardziej dziwne. A pan Maciej miał czas na rozmowę – zawsze. Na opowieści – zawsze.
Tych opowieści będzie również żal, bo wielokrotnie namawiany do ich spisania – odmawiał, twierdząc, że nie umiałby tego zrobić. Mógłby ewentualnie mówić, a ktoś by to spisał czy nagrał, ale… nie, tak też by się nie udało, bo wtedy opowieści utraciłyby lekkość i spontaniczność…
Mam świadomość, że galeria portretów Macieja Prusa u każdego z nas wygląda inaczej. Łączyły nas z nim historie, spojrzenia czy słowa, których nikt inny nie ma. I nie da się ich wszystkich przywołać ani opisać tak, żeby dały jeden wynik. Ważne jest jednak to, że mamy go w pamięci. A tam jest wszystko.