ISSN 2956-8609
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś Jerzego Stuhra lub o nim usłyszałeś?
Zobaczyłem go w filmie Dekalog 10 Krzysztofa Kieślowskiego, gdy wprowadziłem do repertuaru Nuovo Sacher, swojego kina w Rzymie, cały cykl Dekalogu. Kilka lat później z wielką przyjemnością pokazałem w tym samym miejscu dwa filmy w jego reżyserii: Historie miłosne i Tydzień z życia mężczyzny – jedyne, które miały (na szczęście!) dystrybucję we Włoszech. W Kajmanie (2006) napisałem dla niego rolę polskiego producenta filmowego Jerzego Sturowskiego. W następnym roku zaprosiłem go do jury Festiwalu Filmowego w Turynie, którym kierowałem przez dwa lata.
Jakim był jurorem?
Jako dyrektor festiwalu nie uczestniczyłem w posiedzeniach jury, ale pamiętam, że był bardzo skrupulatny.
Kiedy napisałem scenariusz do Habemus Papam (2011), od razu pomyślałem o nim do roli rzecznika prasowego papieża. Było między nami porozumienie, które nie wymagało zbytniego teoretyzowania, harmonia zawodowa i ludzka. Te dwa aspekty – artystyczny i osobisty – są dla mnie równie ważne. Zrozumienie na płaszczyźnie ludzkiej pojawiło się od razu. Od razu też wiedział, czego oczekuję od niego w powierzonych rolach.
W tamtym czasie opowiadał mi o filmie, który nakręcił ze swoim synem, czy to możliwe?
Tak, nakręcił film Obywatel, w którym zagrał Maciej.
Byłem bardzo ciekawy tego filmu, ale nie trafił do Włoch. Gdyby nie Jerzy Stuhr, nie wymyśliłbym też postaci polskiego ambasadora w Lepszym jutrze (2023). Napisałem ją specjalnie dla niego, ponieważ minęło sporo czasu odkąd pracowaliśmy razem, dwanaście lat... To było szczęśliwe spotkanie.
Dlaczego pomyślałeś właśnie o nim, pisząc postaci w Kajmanie i Lepszym jutrze?
W scenariuszu Lepszego jutra wymyśliliśmy, że córka postaci granych przeze mnie i Margheritę Buy pokocha mężczyznę starszego o ponad czterdzieści lat. Na początku to nie był Polak, bardzo mglisty pomysł, ale szybko pomyślałam o Jerzym i jego udziale.
Jego styl gry był pełen ironii, komiczności. Czy wybrałeś go również z tego powodu, że rezonował z twoim kinem?
Oczywiście, moje filmy nigdy nie są tylko komediowe ani tylko dramatyczne, często – choć nie zawsze – balansują na granicy tych gatunków. Wydawał się do tego stworzony.
Co ci się w nim najbardziej podobało? Powiedziałeś o profesjonalizmie...
Nie miał wad typowego włoskiego aktora. U nas istnieje podział na aktorów teatralnych i filmowych, a on nie miał wad ani jednych, ani drugich. To ważne. I podobało mi się, że w jego rolach wyraźnie widać było jego człowieczeństwo, jego osobę.
Jeśli chodzi o współpracę z Kieślowskim, dla nich obydwu były to jedne z pierwszych filmów, które nakręcili. Stuhr pisał w nich część scenariusza lub dialogów swoich postaci. Czy tak samo było z tobą?
Ze mną tak się nie stało, także dlatego, że musiał dobrze nauczyć się dialogów w języku, który nie był jego własnym. Tu anegdota. Pewnego dnia przyszedł na plan Hamebmus Papam i powiedział: „Jest mi smutno, bo wczoraj wieczorem widziałem Bońka w telewizji i on mówi po włosku lepiej ode mnie”.
Był także reżyserem, czy zabierał głos, aby coś doradzić lub zmienić w tej kwestii?
Nie wydaje mi się... Z pewnością wniósł wkład jako aktor, ale nie jako autor.
Co możesz powiedzieć o jego kinie? Czy było spójne z kinem Kieślowskiego?
Z pewnością tak było. A kino Kieślowskiego i kino Abbasa Kiarostamiego to jedne z tych filmów, za którymi tęsknię najbardziej...
Wenecja, 2 września 2024
© Marina Fabbri