ISSN 2956-8609
Michał Helaszwili: Kiedy rozpoczęło się ujarzmianie gruzińskiej kultury?
Salome Dżaszi: Ataki na gruzińską kulturę, albo – jak to słusznie nazywasz – jej ujarzmianie, rozpoczęły się wraz z powołaniem w 2021 roku Tei Tsulukiani na stanowisko minister kultury. Jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję pełnoskalowej wojny w Ukranie, zanim nasze władze stały się otwarcie antyzachodnie, Tsulukiani zwolniła szereg osób pełniących wysokie funkcje w gruzińskich muzeach i całkowicie sobie podporządkowała tę dziedzinę. Po lutym 2022 roku władze zaczęły ostro ingerować w różne sfery kultury. W przypadku filmu wprowadzono nowe kadry w Narodowym Centrum Kinematografii. Zmiana kierownictwa nie powinna być niczym szczególnym, ale tym razem na stanowisko nowego dyrektora powołano osobę absolutnie niekompetentną, ale za to lojalną w stosunku do władz. Stopniowo w każdej podległej ministerstwu instytucji zatrudniono urzędników z partyjnego nadania, niekompetentnych biurokratów. Po pewnym czasie stało się jasne, że posłużono się nimi, żeby odciąć niezależne środowiska od publicznych środków.
My, filmowcy, zostaliśmy postawieni w sytuacji, gdzie o wynikach konkursu na dofinansowanie produkcji miał decydować człowiek, który jednocześnie prowadził programy w propagandowym kanale telewizyjnym. Uznaliśmy, że to jest niedopuszczalne i oznacza wprowadzenie cenzury. Lwia część środowiska – w liczbie ponad czterystu pięćdziesięciu osób – ogłosiła bojkot Narodowego Centrum Kinematografii.
Co to oznacza dla gruzińskich niezależnych filmowców?
Narodowe Centrum Kinematografii jest jedyną w kraju instytucją publiczną wspierającą finansowo produkcje filmowe, dlatego decyzja o bojkocie była dla nas bardzo trudna, ale jednocześnie pryncypialna. Widzimy jednak, że w obecnej rzeczywistości współpraca z instytucjami kontrolowanymi przez rząd oznacza kolaborację z pozbawioną legitymacji, antyeuropejską, antyzachodnią i antydemokratyczną władzą. W praktyce więc nie bierzemy udziału ani w konkursach na dofinansowanie produkcji, ani w żadnych innych inicjatywach organizowanych przez te instytucje. Dzisiaj już nie tylko gruzińskie niezależne środowiska, ale i zagraniczni partnerzy odmawiają z nimi współpracy. Z kolei Narodowe Centrum Kinematografii stosuje wobec nas szykany, na przykład nie wydając filmowcom oficjalnych certyfikatów, wymaganych w przypadku międzynarodowych koprodukcji oraz wstrzymując finansowanie wcześniej zatwierdzonych projektów. Wspomniany wcześniej szef działu produkcji nieustannie prowadzi przeciwko nam kampanię dezinformacyjną przy pomocy propagandowego kanału telewizyjnego. Na przykład wytyka aktorom role queer i głosi, że niezależne, opozycyjne środowisko filmowe jest siedliskiem zepsucia.
Twój film, Poskromiony ogród [ang. Taming the Garden], powstał cztery lata temu. Jest to dokument, który opowiada o tym, jak na zlecenie rządzącego w Gruzji oligarchy, Bidziny Iwaniszwilego, ogromne, kilkusetletnie drzewa są wykopywane z ziemi, ładowane na ciężarówki lub barki i transportowane do jego prywatnego, położonego na gruzińskim wybrzeżu Morza Czarnego, parku dendrologicznego. Film odbił się szerokim echem na świecie i w Gruzji, gdzie został przez władze zdjęty z afisza i nie dopuszczony do oficjalnych projekcji. Czy rzeczywiście powstanie tego dokumentu było jedną z przyczyn ataku na niezależne środowisko filmowe?
Film został negatywnie odebrany przez rządzących, ponieważ nie było w nim ani śladu czołobitności wobec „wielkości” sprawującego faktyczną władzę w Gruzji oligarchy, a tego oczekiwano. Nie sądzę jednak, aby stał się bezpośrednią przyczyną zmian, jakie nastąpiły w tamtym czasie. Być może wpłynął na decyzje o wymianie kadr w Narodowym Centrum Kinematografii, ale ostatecznie działania, które ujarzmiły gruzińską kulturę i tak już były przesądzone i zostałyby wprowadzone w życie.
Z czym najmocniej walczy ta władza w sferze kultury?
Ironia całej sytuacji polega na tym, że kultura wreszcie zyskała prawdziwe znaczenie, ponieważ nasze społeczeństwo odbierało ją w dużej mierze wyłącznie jako dodatek, dekorację. Na pierwszym miejscu stawiano tradycyjne formy, czyli gruziński taniec i śpiew, a na końcu kulturę współczesną, która nie niosła ze sobą większych treści. Represje w stosunku do środowisk twórczych zmieniły tę percepcję, co, paradoksalnie, można uznać za pozytywny rezultat. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że przekaz ze strony artystów politycy uznają za niebezpieczny. Kultura tworzy dziś najważniejsze narracje w debacie na temat stanu gruzińskiej demokracji. Oczywiście, media odgrywają w tym procesie nie mniej ważną rolę, ale ich działania mają charakter doraźny, a kultura w postaci filmu, teatru czy literatury produkuje trwałe i głębsze treści. Władze obawiają się tych wolnych, niezależnych głosów i ze wszelkich sił starają się je wyrugować. Są to wszelkiego rodzaju artystyczne środki wyrazu, które skłaniają do refleksji, prowokują dyskusje, nie są ani bezpośrednie, ani oczywiste. Dzięki nim kultura jest żywa i wolna. Władze tak zdecydowanie walczą z nią również dlatego, że w podległych państwu strukturach administracyjnych zatrudnieni są urzędnicy, których bardzo łatwo mogą sobie podporządkować – wystarczy zagrozić zwolnieniem z pracy, odebraniem premii albo inną sankcją. W przypadku artystów nie jest to takie proste, ponieważ twórcy są w większości wolnymi strzelcami. Dlatego władze skierowały działania od początku na odcięcie niezależnych, a przez to potencjalnie krytycznych twórców, od i tak niewielkich możliwości, jakie oferowały instytucje publiczne.
W efekcie mamy sytuację, gdzie praktycznie w każdej dziedzinie sztuki niezależne środowiska zostały pozbawione systemowego wsparcia. Jak artyści radzą sobie w tych okolicznościach?
Opowiem o tym na przykładzie filmowców. W myśl zasady, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, szykany i brak wsparcia państwa spowodowały, że środowisko się skonsolidowało. Siłą rzeczy musimy się opierać na współpracy i wzajemnej wymianie, ponieważ w przypadku produkcji filmowych porozumienie i współdziałanie jest kwestią fundamentalną. Założyliśmy Stowarzyszenie Dokumentalistów Gruzińskich, gdzie zrzeszeni są praktycznie wszyscy profesjonaliści z branży. Oprócz tego powstały: Gruziński Instytut Filmowy, środowiskowy ruch społeczny pod nazwą Gruzińskie Kino Jest Zagrożone, jak również Związki Zawodowe Kinematografów i Zrzeszenie Operatorów, czyli pięć organizacji, które zawiązały się w odpowiedzi na szykany władz w stosunku do nas. W sytuacji kryzysowej, która dotyka wszystkich niezależnych ludzi sztuki w Gruzji, najlepsze, co możemy zrobić to stanąć ramię w ramię, razem poszukać alternatywnych środków i metod na przetrwanie.
Myślę, że to, co mówisz, rezonuje z doświadczeniami środowisk niezależnych w Polsce, ale nie tylko.
Tak, Polska jeszcze niedawno mierzyła się z podobnymi wyzwaniami, przechodziła podobne procesy i wiem, że to był ciężki czas, zarówno dla środowiska niezależnych filmowców i artystów w ogóle, jak i dla społeczeństwa obywatelskiego. Polscy twórcy, ale i zwykli obywatele, wiedzą doskonale jak to jest, kiedy grupa prawicowych radykałów karmiąc społeczeństwo kłamstwem i mitami, stara się za wszelką cenę utrzymać władzę. Chciałabym powiedzieć naszym kolegom i koleżankom z środowiska filmowego i wszystkim, którym nasz los nie jest obojętny, żeby nie zostawiali nas teraz samych. Nas, czyli w ogóle Gruzinów. Tak, wiemy, jesteśmy trochę daleko, na drugim brzegu Morza Czarnego, ale jesteśmy częścią Europy i walczymy z metastazami antydemokratycznej oligarchii w naszym ciele tak samo, jak walczą obecnie z tym nowotworem inne społeczeństwa. To jest nasza wspólna walka. W Gruzji walczymy nie tylko o naszą przyszłość. Zdajemy sobie sprawę, że chodzi tu o większą rozgrywkę. Stawką jest przetrwanie demokracji jako ustroju i ważne jest, żebyśmy wszyscy to sobie uświadomili. Polska jest dzisiaj pod tym względem w o wiele lepszej sytuacji, ale to nie oznacza, że ma jakiekolwiek gwarancje. Nam jeszcze do niedawna wydawało się, że Gruzji zagwarantowano demokratyczną przyszłość. Naprawdę wierzyliśmy, całym sercem, że kraj już nigdy nie zawróci z tej drogi, ale ostatnie lata pokazały nam, że wszędzie może nagle zdarzyć się to, co dzieje się w Rosji czy w Białorusi.
Taming the Garden oglądaliśmy jako historię, w której bardzo bogaty człowiek, nie zważając na nic, spełnia ekscentryczną, bardzo kosztowną i nieekologiczną zachciankę. Z perspektywy dzisiejszych realiów, kiedy oligarchowie w Stanach Zjednoczonych niszczą demokrację, a w Gruzji polityczne ugrupowanie wspomnianego miliardera wdraża autorytarny system, twój film nabiera nowego znaczenia.
Taming the Garden znacząco zmienił moje życie, w sposób zarówno pozytywny, jak i negatywny, ponieważ, oprócz sukcesu, przyniósł również nieoczekiwaną odpowiedzialność. Z upływem czasu stawało się jasne, że opisuje zarówno to, co dzieje się w naszym kraju, jak i na świecie. Także w nas samych, w ludziach, którzy znaleźli się na łasce wielkich i możnych tego świata. Zrozumiałam, że ten film jest o mnie. Poczułam, że wszyscy jesteśmy tym drzewem, wykopanym na rozkaz oligarchy z korzeniami i wleczonym gdzieś do jego, ogrodzonego płotem, prywatnego ogrodu. Ten dokument stał się czymś więcej – alegoryczną opowieścią o tym, co mogą zrobić wielkie pieniądze i kupiona za te pieniądze władza, która jest w stanie odwrócić prawa natury i kompletnie zmienić nasz świat. Na naszych oczach to samo dzieje się w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach na całym globie, gdzie demokratyczne systemy są atakowane i uginają się pod naporem tej nawałnicy, jak sfilmowane przeze mnie drzewa.