ISSN 2956-8609
Teatr polski lubi się „wtrącać” nie od dziś. Ba – Teatr Narodowy (także ten pisany z małej litery) już od swojego zarania, czyli od 1765 roku, próbował świat naprawiać, wsteczników krytykować, pozytywne wzorce lansować. Co prawda, zapędziwszy się w ganieniu sarmackiej swawoli, zapominał, że panowie w kontuszach to znaczna część widowni, co pierwszą teatralną imprezę króla Stanisława Augusta doprowadziło do zamknięcia, a sam ówczesny Teatr Narodowy zmusił do znacznej korekty kursu ideowego. Kto ciekaw, niech porówna wystawione w 1766 roku Małżeństwo z kalendarza księdza Franciszka Bohomolca z napisanym dwadzieścia kilka lat później, w czasie Sejmu Wielkiego, Powrotem posła Juliana Ursyna Niemcewicza.
Czasami jednak „wtrącanie się” ma wymiarów nieco więcej niż tylko społeczny czy polityczny, idzie bowiem również o… pieniądze i popularność. Taka historia wydarzyła się w trakcie powstania listopadowego w Lublinie na przełomie 1830 i 1831 roku, została nazwana „wojną teatrów”. Jej opis znaleźć można u nieocenionego kronikarza XIX-wiecznej polskiej teatralnej prowincji, czyli Stanisława Tertuliana Krzesińskiego.
Zaczęło się od wyraźnego społecznego zapotrzebowania. Po 29 listopada 1830 roku lublinian ogarnął patriotyczny zapał. Zaczęli organizować przedstawienia, podczas których zbierali pieniądze na potrzeby wojska. W tym czasie w Lublinie gościły dwie trupy aktorskie (Kajetana Nowińskiego i Tomasza Andrzeja Chełchowskiego), obie ambitne i – jak to często wówczas na prowincji bywało – zadłużone. Zespoły te musiały konkurować o jeden budynek – czyli wzniesiony w 1822 roku teatr przy ulicy Jezuickiej, należący do Łukasza Rodakiewicza. Nowiński szybko się zorientował, że powstańcze nastroje przekładają się na liczną frekwencję, więc jeszcze w grudniu 1830 roku napisał poemat sceniczny pół wierszem, pół prozą Orzeł Biały, w którym sam zagrał główną rolę „Jeniusza Powstania”, jego żona „Polkę”, a reszta zespołu występowała jako cienie Kościuszki, Poniatowskiego, Dąbrowskiego, Jasińskiego, „odzywające się z stosownymi przemowami z obłoków do narodu”. Jak pisał Krzesiński:
Było to umieć publiczności w dobrą porę trafić do gustu! Na rękach też noszono Nowińskiego, uwielbiano! Żadne widowisko nie obeszło się bez dodania tej sztuki, a gdy jej nie było na afiszu, to w czasie przedstawienia wołano o jej odegranie. Dochody też obfite wynagrodziły nam poprzednie straty. Na Rok Nowy przedstawiliśmy tegoż Orła Białego z stosownymi dodatkami i życzeniami, napisanymi przez Nowińskiego. Zgromadzenie było nadzwyczaj liczne! Przyjęcie i zadowolenie publiczności trudne do opisania! Po mieście uważano nas jako wróżbitów przyszłego szczęścia, przyjmowano, uwielbiano tak że się nam zdawało, iż jesteśmy istotami nadziemskimi! Przy takim przyjęciu i dochodach zapał też wzrastał w nas olbrzymio1.
Chełchowski pluł sobie w brodę, że nie wyczuł takiej koniunktury. Dodatkowo – Rodakiewicz zawarł wcześniej umowę z Nowińskim i konkurent nie dysponował nawet sceną, na której mógłby wykorzystać nastrój panujący wśród lublinian. Posłużył się zatem czymś w rodzaju szantażu moralnego i wymógł na Rodakiewiczu, żeby ten wynajął mu scenę przynajmniej na jeden wieczór. Chciał wspomóc formujący się właśnie w Lublinie „pułk Złotej Chorągwi”. Nie miał zespołu, więc zagrał monodramy: Alojzego Żółkowskiego Jeniusz wędrowny, pod zmienionym tytułem Jeniusz roku 1830, oraz Baterię o jednym żołnierzu, pod również lekko zmodyfikowanym tytułem Żołnierz polski na baterii. Sukces odniósł niewielki.
Jak zauważył złośliwie Krzesiński (związany wówczas z konkurencyjną trupą Nowińskiego), Chełchowski „grał tę rolę w mundurze grenadiera czwartego pułku liniowego, a że był wzrostu miernego, grenadier Mruczysław nie odpowiadał zatem swemu nazwisku. Z widowiska tego z połowy zaledwie kilkanaście złotych wypadło. Tak więc starania pana Chełchowskiego ani Złotej Chorągwi, ani jemu niewiele przyniosły korzyści”2.
Niezrażony jednak niepowodzeniem, przy wsparciu dwóch przybyłych ze Lwowa aktorek, przygotował widowisko Mogiła Kościuszki, czyli Polska powstająca. Pech chciał, że przez nieuwagę (?) urzędników pozwolono ten spektakl grać w tym samym czasie i miejscu, co wspomnianego już Orła Białego. Rzecz wyszła na jaw, gdy na lubelskich murach i słupach ogłoszeniowych pojawiły się afisze obu przedstawień. I tu oddajmy znów głos Krzesińskiemu:
Krzyk! Rejwach! My w prawomocnym posiadaniu teatru mieliśmy przez właściciela oddane klucze od całego gmachu, bez naszego zezwolenia nie mógł więc wejść Chełchowski, a właściciel umył ręce od wszystkiego. Udaje się Nowiński do władzy. Ta rozstrzygając tę sprawę rozsądziła, że ponieważ Nowińskiego afisz był pierwszy podpisany, więc z podpisaniem swego Chełchowski użył podstępu, zatem kazano mu zdjąć afisze i dać przedstawienie w dzień inny, bo dwóch jednocześnie i w jednym gmachu danych być nie może. Grał więc we wtorek, gwałtem dostawszy się do teatru, bo ani właściciel, ani my kluczy od teatru nie daliśmy. A gdy po odbiciu teatru wezwaliśmy władzę o nadużycie i gwałt, władza odpowiedziała: „Kłóćcie się! godźcie! róbcie, co chcecie! My mamy co innego do załatwiania niż zajmowanie się sprawami prywatnymi”. Była to chwila bez rządu, nie było więc do kogo odwoływać się. Na ten raz dał Chełkowski z pomocą panien Zabłockieji Wereckiej komedio-operą Siedem razy jeden, Kosynier na baterii i Mogiła Kościuszki, czyli Polska powstająca. Chełchowski w postaci Obywatela polskiego przy mogile Kościuszki deklamował Elegię na skon Tadeusza, z muzyką Józefa Elsnera, w końcu dopiero dodawał wiersz „Powstań, Polsko! Zrzuć kajdany, dziś twój tryumf albo skon!”. Na te słowa w środku mogiły ukazywał się w przezroczu Orzeł Biały, trzymający w szponach na wstędze amarantowej napis „Polska powstająca!". Zza mogiły zaś w bieli, okryta amarantowym płaszczem, ukazywała się kobieta z wieńcem na głowie i sztandarem trójkolorowym w ręku, przedstawiająca Polskę. Wszystko to oświecone ogniem bengalskim stanowiło jedyną ozdobę całego widowiska3.
Sam Krzesiński także chciał skorzystać z koniunktury i zaproponował Nowińskiemu wystawienie napisanego przez niego „obrazu lirycznego” zatytułowanego Grobowce sławnych Polaków, czyli Wskrzeszenie Polski, który mógłby zastąpić granego po wielekroć Orła Białego. Niestety, zanim doszło do prapremiery, do Lublina wkroczyły wojska rosyjskie pod wodzą generała Cypriana Kreutza. I tu zaczyna się najsmutniejsza część historii.
Antreprenerzy szybko wyleczyli się ze „wtrącania”. Chełchowski trzy dni nie wychodził z domu, a Nowiński przez tydzień ukrywał się w „grobach dominikańskich”. Po ogłoszeniu amnestii został wezwany przez Kreutza, który oświadczył, że chętnie zobaczy głośnego Orła Białego, na co autor miał powiedzieć, że spalił jedyny egzemplarz swojej sztuki. Przekonawszy się, że jego patriotyczne zaangażowanie nie zostanie w jakikolwiek sposób przez Rosjan ukarane, z radością wrócił do „zwykłych przedstawień”. Krzesiński natomiast kazał „jak najstaranniej wycofać afisze” swoich Grobowców sławnych Polaków, a na zarzuty ze strony okupacyjnych władz miał przygotowaną odpowiedź, że „ja tak tańczę, jak mi zagrają”4.