Raptularz
  • archiwum
  • podcasty
  • autorzy
  • pół serio
e-teatr
e-teatr

ISSN 2956-8609

Maciej Stroiński

Przeginanie

11.07.2025

jeżeli wydaje ci się że przegiąłeś
to się mylisz
to dopiero początek przeginania

Paweł Demirski, Dario Fo przesłał instrukcje

Gdy redakcja RAPTULARZA zamawiała u mnie artykuł pod hasłem wywoławczym Rewolucji nie będzie?, byliśmy po pierwszej turze niedawnych wyborów, a jeszcze przed drugą. Wszystko mogło być inaczej. Tytułów jednakże nie nadaje się bezkarnie; nie rzuca się słów na wiatr. Jak powiada klasyk: „Names are important. Call an animal Little Sheba and you can’t expect it to stick around” (Tony Kushner, Anioły w Ameryce). Zajawka numeru internetowego pisma okazała się przepowiednią, która sama się spełniła. W praktyce wyglądało to tak, że pierwszego czerwca o dwudziestej pierwszej, ucieszon i wyluzowan, wysłałem koledze, który nie głosował, choć w duchu popierał nie tego, co trzeba, krótką wiadomość tekstową: „C*** CI W D***”. Śmieje się niestety ten, kto nie czyni tego pierwszy. O drugiej w nocy korespondent obudził mnie wiadomością zwrotną o tej samej treści. Tamta noc czerwcowa okazała się ilustracją do porzekadła: „Co się polepszy, to się popieprzy”. Na pytanie RAPTULARZA, co z tą rewolucją, mógłbym odpowiedzieć zwięźle: „Niestety, nie będzie”, i na tym zakończyć wywód. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują bowiem, że w sprawie związków partnerskich, o których dziś pomówimy, nic w ogóle się nie zmieni, zatem, jak to u nas, nie będzie niczego.

Markus Öhrn, Karol Radziszewski, Fobia, reż. Markus Öhrn, Nowy Teatr w Warszawie, 2023 | fot. Maurycy Stankiewicz | Nowy Teatr
w Warszawie

Temat tego akapitu: sytuacja gejów w Polsce. Gejów, a nie elgiebetów, skoro ani „l”, ani „b”, ani „t”, ani żaden z plusów nie podpadają pod kategorię fags, którą w dziele Fobia (Nowy Teatr w Warszawie, 2023) eksplorują Markus Öhrn i Karol Radziszewski, zwani dalej Öhrnem. Ich spektakl, któremu się nie dziwię, że wygrał Boską Komedię, będzie tutaj teatralnym punktem odniesienia i o nim za chwilę szerzej. Tymczasem chciałbym o sprawie gejowskiej zagaić coś na poważnie, jednak nie potrafię, bo to, co się w Polsce dzieje (a raczej: nie dzieje) dokoła tego tematu, no, nie jest poważne. Widzimy historię smutną, a ogromnie przez to śmieszną. Skojarzenia z Weselem przychodzą do głowy same, czasem z drugiej ręki. „Ty się dziwisz, że w tym romansie nic nie wychodziło, że tam była taka sytuacja patowa, taka jak w Weselu, czy ja wiem… Trzeci akt Wesela – chocholi taniec, pesymistyczna diagnoza czynu…” (Michał Witkowski, Zbrodniarz i dziewczyna). Dużo byśmy mogli mieć, ino my nie chcemy chcieć! Bodajże jedyne wyjście, aby odczynić ten urok, to wystawić Wyspiańskiego z dwoma panami młodymi, a potem to samo odtworzyć w realu. Jeszcze kiedyś będzie pięknie. Niepodległość przecież w końcu też udało się uzyskać.

No bo jak to jest? Prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego zapewnia podobno sama konstytucja, a jakoś nie czuję tego poszanowania. Że tak naiwnie zapytam: czy ja nie płacę podatków? Nawet za ten tekścik będzie mi odjęte na poczet budżetu państwa, które chyba nie pamięta, że nasze zobowiązanie jest wspólne, dwustronne, więc mnie też się coś należy, na przykład prawa człowieka oraz równość wobec prawa. W czasach, gdy zawiązuje się coraz mniej podstawowych komórek społecznych, utrudnianie życia ludziom, którzy pragną je zakładać, wydaje się mało mądre. Geje też tworzą rodziny i warto to wspierać. I znowu Wesele: ja mam jak Klimina, „żeniłabym, wydawała”. Byłbym nawet skłonny skłamać, że lubię lewicę, jeżeliby to pomogło przeforsować sprawę gejów, chyba jednak nie pomoże, ponieważ lewica im jest świętsza i słuszniejsza, tym mniej wybieralna. Pies im mordę lizał.

Markus Öhrn, Karol Radziszewski, Fobia, reż. Markus Öhrn, Nowy Teatr w Warszawie, 2023 | fot. Maurycy Stankiewicz | Nowy Teatr
w Warszawie

Proszę wybaczyć bezceremonialność, ale właśnie takie rzeczy, a i dużo gorsze, mówi i pokazuje przedstawienie Fobia (zresztą właśnie pod adresem stronnictwa postępu). Język zwany prostym zda się najadekwatniejszy, aby wyrazić przesłanie tego dość grubego dzieła. Fobia ukazuje nieczyste sumienie wyższej klasy średniej, klasy wielkobiznesowej oraz klasy kreatywnej, czyli „sojuszników” nieheteronormików. Wyrzuty sumienia stają się na scenie ciałem i pukają do drzwi, a wtedy nie tylko pies i nie tylko mordę, i nie tylko lizał. Znaczące braki z początku spektaklu – nieobecność krwi w wegańskiej kaszance, aseptyczność kału w wywodach o jego „aurze” – mszczą się na bohaterach: to, czego nie było, dosłownie wkracza w ich strefę komfortu. Nie wiem, czy sceny przemocy, które dzieje się „za kadrem” jak w greckiej tragedii i Funny Games Michaela Haneke, przynoszą jakąś diagnozę albo jakąś propozycję oprócz estetycznej. Pachną mi Wyspiańskim: „Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę – / ty więzień mój, mnie służ; / biorę przemocą, Ja Moc”. Fag fightersi, czyli cioty przemocówki, pedały z pałami albo samopomoc chłopska – tak jak widziadła w Weselu – usiłują wyrwać, albo ściślej: wybić, dramatis personae z fatalnego odrętwienia i samooszustwa. Praktykują przemoc jako lekarstwo na niemoc. Grzechem, który pragną zwalczać, jest tak zwany pinkwashing: wycieranie sobie gęby sprawą mniejszości płciowych, które jedynie polepsza opinię własną „osób sojuszniczych”, ale nic nie daje pozornie wspieranym. To, jak kręgi postępowe przedmiotowo traktują swoje użyteczne maskotki, Öhrn obrazuje w relacji dziewczynki z niewidzialnym pieskiem bez nóżek: im bardziej skrzywdzonym, tym silniej głaskanym. Młoda panna ma swojego imaginary pet, swoją słodką zabaweczkę.

Powtarzam: nie umiem ocenić, jak wizja sceniczna Öhrna przekłada się na rzeczywistość społeczno-polityczną w Polsce, perspektywy ruchu gejowskiego i kwestię rozwiązań prawnych. Może wcale. Bardziej mnie ciekawi propozycja artystyczna, którą przynosi nam Fobia, bo jest to powiew świeżości.

Sądzę, że twórcy spektaklu zeszli do samych korzeni tego, co dziś nazywamy kampem. Kamp kojarzymy ogólnie z homoseksualizmem, a szczegółowo ze zmanierowaniem, zniewieścieniem, przesadą i blagą. Słuszne skojarzenie, jednakże niepełne. Kamp u swoich źródeł oznacza przegięcie. Zajrzyjmy więc do słowników. Nawet u Doroszewskiego znajdujemy zwrot „przegiąć pałę”! Kto przegina, ten przesadza, i nie jest powiedziane, w jaki sposób ani w którą stronę. Przegięcie to zaburzenie linii prostej: „przegięty” równa się nie-straight. Tworzy się linia falująca, pogięta, tak zwana the line of beauty (por. Analiza piękna Hogartha i Linia piękna Hollinghursta). W teatrze płci „przeginanie się” nie musi bynajmniej wiązać się z ultrakobiecością. Przeciwnie – jak widać po Fobii. Öhrnowscy bojówkarze wykazują cechy tradycyjnie samcze: różowe kominiarki to tylko przebranie, a ich właściwe atrybuty stanowią kije bejsbolowe. Radziszewski i Öhrn wpadli na genialny w swojej prostocie pomysł: niczym sytuacjoniści spod znaku Guy Deborda przechwycili wrogie imaginarium, w ten sposób je rozbrajając. Tak samo postąpił ruch LGBT+, przyswajając sobie pierwotnie obraźliwy epitet queer, obecnie zneutralizowany i noszony z dumą.

Żadne to odkrycie, że „prawdziwe męstwo”, true grit, jest u swoich źródeł wielce teatralne jako pokaz siły. Tym właśnie zajmują się fag fightersi: performansem pierwotności, który w trzeciej części spektaklu okazuje się sztuką dla sztuki. Estetyczna świeżość Fobii polega na odwróceniu ustalonego ostatnimi czasy kanonu, w którym role katów i ofiar rozdano z góry i na stałe. Kamp zaskorupiał w dość nudną konwencję, którą Öhrn śmiał naruszyć i ożywić.

Markus Öhrn, Karol Radziszewski, Fobia, reż. Markus Öhrn, Nowy Teatr w Warszawie, 2023 | fot. Maurycy Stankiewicz | Nowy Teatr
w Warszawie

„Pedalska bojówka” ucieleśnia lęki osób pragnących uchodzić za otwarte i postępowe. Zawsze może objawić się ktoś jeszcze bardziej „do przodu”, kto wykrzyknie: „szach”. Możliwe, że to reżyser miał na myśli, jeśli chodzi o społeczną wymowę dzieła: zwolennicy postępu performują swoją radykalność, podczas kiedy wykluczeni ze względu na orientację tylko tracą, dzięki działaniom tych polskich braminów, którzy – cytując Fobię – żywią się i żyją „bez soi, bez soli, bez niczego”. Dzięki świątobliwemu zwrotowi lewicy geje i lesbijki, delikatnie mówiąc, niewiele zyskali. Fag fightersi dalej mają się o co bić i przeginać w słusznej sprawie.

W walce o wyzwolenie gejów mamy jednak pewną trudność i tego akapitu proszę nie cytować. Gdyby heteronorma zdała sobie sprawę, jak naprawdę wygląda życie erotyczne nieheteronorny, nie tylko nie dopuściłaby do ustawy o związkach partnerskich, ale z zazdrości w ogóle zbanowałaby homoseksualizm.

Tak sobie myślę, że jeśli rewolucji obyczajowej faktycznie nie będzie, to być może dobrze. Może nie rewolucji nam potrzeba, tylko starej dobrej ewolucji postaw światopoglądowych. Wypadałoby, żebyśmy wreszcie porzucili dziedzictwo akcji „Hiacynt” i poźno-PRL-ową propagandę wymierzoną w pederastów. Co stoi na przeszkodzie? Wygląda na to, że Kościół; przyznaję to z bólem, bo jestem wierzący i do niedawna żarliwie praktykujący.

Trochę nie mieści mi się w głowie, że wspólnota wiary oparta na miłości bliźnich i obcowaniu świętych ceni sobie zabawę w kozła ofiarnego. W poprzednim odcinku przesrane mieli Żydzi, lecz potem antysemityzm zaczął jawić się trochę nietwarzowo (wraca dzisiaj na lewicy), dlatego obecnie w Kościele trwa hajda na gejów, skoro homofobia póki co nie doprowadziła do ludobójstwa, więc jeszcze uchodzi. Zawsze na kogoś trzeba zwalić całe zło, niczym modlący się faryzeusz (Łk 18,11–12). Jeśli Kościół się nie obudzi i nie przestanie robić sobie dobrze kosztem innych, to… Nie wiem co. Chciałbym powiedzieć, że padnie i nikt za nim nie zapłacze, ale nie jestem wróżką, zatem tylko zacytuję słowa Ewangelii: „Każdy, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,14).

Markus Öhrn wypowiada się w spektaklu również na powyższy temat. Fobia należy do dzieł, które warto obejrzeć w całości, bo jej zakończenie stawia sprawę w całkiem innym świetle. Po rozwałce w trzech aktach następuje coś, co najszczerzej mnie zatkało. Dawno nie doświadczyłem w teatrze takiego katharsis. Wykonawszy swoją misję, w tym zakatowawszy twórcę przedstawienia, panowie fightersi urządzają quiz historyczny pro forma i postanawiają wybrać się do cukierni. „Po maturze chodziliśmy na kremówki” – to nie ze scenariusza Fobii, ale pasowałoby jak ulał. Padają słowa: „A po pączku zaczyna się wielka praca” (bezpośrednie i piękne odwołanie do Aniołów w Ameryce: „The great work begins”). Wychodzą. Patrzymy na biało-czerwoną przestrzeń gry: jasne ściany we krwi. Słyszymy In paradisum ze słynnego requiem Gabriela Fauré. Jeden z fightersów wraca zza kulis, by okadzić kaźń dymiarką, i żegna widownię: „Bye bye, Poland”.

Kapłani tej rzezi wykonują jawnie sakralne gesty. Dokonawszy ofiary, idą się posilić i zostawiają nas z mszą żałobną, abyśmy dopełnili rytuału. Co takiego złożyli w ofierze, byśmy to coś opłakali? W moim odbiorze – zarżnęli cały ten chory mental, który skutecznie uniemożliwia normalizację stosunków na linii hetero–homo w Polsce. Wałkowanie klasycznych wrogów, the usual suspects à la hierarchia kościelna, byłoby zbyt łatwe. Öhrn skupił się w zamian na „osobach sojuszniczych”. Sytuacja wokół praw gejów w Polsce przypomina obecnie zakończenie Fobii: wszystko wysmarowane krwią i kałem i wszystko jest do zrobienia.

91

Rewolucji nie będzie?

Czytaj również:

  • Realiści i żądanie niemożliwego
    11.07.2025
  • Teatr (nie)możliwej utopii
    11.07.2025
  • Ale po co nam ta rewolucja?
    11.07.2025
  • Przewodnik myślenia
    z Jagodą Hernik Spalińską rozmawia Michał Januszaniec | ZBIGNIEW RASZEWSKI. STULECIE URODZIN
Raptularz

ISSN 2956-8609

Wydawca

Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
ul. Jazdów 1
00-467 Warszawa

www.instytut-teatralny.pl

Redakcja

kolegium w składzie:
Grzegorz Kondrasiuk, Małgorzata Piekutowa,
Michał Smolis, Maryla Zielińska (do 31.12.2024)

raptularz@instytut-teatralny.org

wideo: Alicja Borowiec, Michał Januszaniec
montaż podcastów:
Dorota Kołodziejczyk, Michał Januszaniec