ISSN 2956-8609
Czy można być w sercach tak wielu ludzi jedynie pięknym, błyszczącym jasnością wspomnieniem? Czy można obdarzać uwagą tyle osób, zagadnień, zawsze odpisać, oddzwonić? Znaleźć czas na przygotowanie i poprowadzenie audycji, napisanie książki, wystawienie własnego scenariusza; czas dla rodziny i na rozmowę z każdym, kto jej potrzebował? Brać udział w tylu projektach, mieć tak mało czasu dla siebie i jednocześnie pozostać sobą?
Jej się udało.
Jest nam ogromnie trudno pogodzić się z nagłym i niespodziewanym odejściem Katarzyny Stoparczyk. Tak bardzo, bardzo trudno.
I może właśnie dlatego, szanując ciężar naszych uczuć, nie chciałabym pisać o swoim i Waszym bólu, zostawmy go dla siebie.
Chcę jednak wspomnieć o tym, co dotyczyło dzieci i sztuki dla dzieci, a czego mogłam być świadkiem, tak, aby to wspomnienie było choćby w niewielkim stopniu drogowskazem, który po sobie zostawiła.
Chyba zgodzicie się ze mną, że wiedziała, czego potrzebują dzieci. Wiedziała, jak im ofiarować to, czego potrzebują. Dzieliła się uważnością, rozmową, bezpośrednim kontaktem, gestem oraz sztuką i własną twórczością.
Bo dzieci potrzebują również sztuki – teatru, muzyki, książek, bajek i obrazów. Potrzebują świata fantazji i dźwięków. Potrzebują też dziecięcych bohaterów, którzy udzielą im wsparcia, dodadzą odwagi w myśleniu i działaniu, ośmielą do bycia sobą, do wyrażania własnego zdania. Bohaterów, którzy maja odwagę sięgać po marzenia i takich, którzy nie boją się dorosłych. Dzieci potrzebują Pippi, Lotty, Piotrusia Pana, Włóczykija i Małej Mi.
Do całego grona małych buntowników i nietuzinkowych bohaterów, często innych od reszty, czasami wyobcowanych, Kasia dodała jeszcze nas – dorosłych oraz dzieci, które uczyniła bohaterami audycji, przedstawień i koncertów.
Stworzyła też Zorkę, Dziewczynkę z Gwiazd, która spadła na ziemię1. Tego, jak funkcjonuje świat, Zorka dowiadywała się dzięki Kasi, dzięki postaciom, które spotyka na swojej drodze oraz… widowni, czyli dzieciom zgromadzonym na przedstawieniu o Zorce. Z całą jasnością pojmuję to naprawdę dopiero teraz, jakim ogromnym wzmocnieniem musi być dla dziecka, kiedy pomaga innemu zrozumieć świat. I nie szkodzi, że dzieje się to „tylko” na scenie. Być może nawet nie znamy jeszcze dobroczynnych skutków żywego uczestnictwa dzieci w koncertach i spektaklach stworzonych przez Kasię, kiedy poza wyznaczonymi ramami scenariusza oddawała dzieciom głos, zadając im pytania, prosząc o zdanie i o radę w danej sytuacji… Jako aktorka grająca postać Zorki pierwszy raz uczestniczyłam w tak świadome –choć w wielu miejscach niezapisane w scenariuszu – wprowadzanie dziecięcego widza we współtworzenie spektaklu. Oznaczało ono realną, pełnoprawną obecność. Wystarczy mi świadomość, że jakieś dziecko podczas tych koncertów zapamiętało je jako wydarzenie, w którym samo wzięło czynny udział, odczuło przyzwolenie na pełnowartościowe uczestniczenie, a jego głosem było nie tylko przeżywanie, ale i (może pierwsza w życiu!) odważna odpowiedź do mikrofonu podsuniętego mu przez Kasię (w obecności kilkuset osób!!). W spektaklach, audycjach radiowych i telewizyjnych Kasi dzieci miały bowiem zawsze REALNY głos.
Miały też swoje miejsce… W ogromnym, liczącym ponad 400 miejsc, Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, na dorosłych i dziecięcych widzów zawsze czekały fotele i nigdy nie były w pełni zajęte… Większość dzieci zostawiała rodziców i wyruszała w podróż na schodki pod scenę, aby później się na nią przenieść i na koniec, po przedstawieniu, paść w ramiona Kasi, ubranej zawsze w słynną czerwoną sukienkę.
Miały na to przyzwolenie, bo Kasia umiała połączyć wszystko ze wszystkim i ze wszystkimi, tworząc nieidealne, spontaniczne – ale i przemyślane, mądre – a przy tym proste, niespektakularne widowiska i koncerty dla dzieci i dorosłych.
Jak taką wartość udało jej się osiągnąć?
Myślę, że wszyscy znamy odpowiedź.
I choć płaczę nieustająco, jak Wy wszyscy, dzieci i dorośli, to chcę jeszcze dodać coś, co nas mimo wszystko rozbawi, co sprawi, że przed oczami stanie nam Kasia taka, jaką była, a jednocześnie uświadomimy sobie, że tworzenie wydarzeń kulturalnych i artystycznych nie zawsze musi odbywać się w atmosferze śmiertelnej powagi. Opiszę Wam próby do roli Zorki.
Najpierw był chaos. Z jego odmętów wyłaniała się na porannej próbie, dzień przed spektaklem, (zawsze) spóźniona Kasia niosąca naręcza całkiem osobliwych i, wydawałoby się, niepowiązanych ze sobą przedmiotów. Część z nich okazywała się dodatkowym, własnej produkcji, elementem scenografii lub kostiumu (wiecie: trochę tiulu, opaska z uszami, okulary, papierowy kwiat, sztuczna pajęczyna, lampki-gwiazdeczki, zegar, jabłko, woda do picia, poduszka…). Następnie z tego chaosu wyłaniała się próba generalna, którą Kasia jednocześnie prowadziła i była narratorką, reżyserką, oświetleniowcem; wspierała zespół aktorsko-muzyczny, wędrowała po widowni, żeby ogarnąć całość. Czasami, w trakcie scen Zorki z postacią Kasi, mimo że stałam na scenie, nie bardzo wiedziałam, gdzie mam szukać Kasi wzrokiem, bo odpowiadała na dialog, ale z której części sali – nie miałam pojęcia!
Ale wiecie co? Wiecie. Tak, ku zadziwieniu występujących i realizatorów – to się udawało.
Po kilku godzinach próby okazywało się, że scenografia została dopięta na ostatni guzik, muzycy grają bombowo, wokaliści śpiewają tak pięknie, że chciałoby się ich posłuchać raz jeszcze, światło jest ustawione, ruch sceniczny – ustalony, rekwizyty – rozdane, a poziom mikrofonów odpowiedni.
Tak to wyglądało.
A kiedy okazywało się, że któreś z dzieci śpiewa, recytuje, tańczy, maluje, gra na jakimś instrumencie – w trymiga stawało się częścią przedstawienia.
Do zobaczenia, Kasiu.
Przypisy: