ISSN 2956-8609
Wiele się ostatnio dzieje w temacie przemocy, mobbingu w pracy, w domach, na uczelniach – i bardzo dobrze. Niech się dzieje. Mierzmy się z tym i wyciągajmy wnioski, zmieniajmy się, funkcjonujmy coraz lepiej. Jednakowoż o niecnych szefach, reżyserkach, reżyserach i dyrektorach już wiemy, ale o koleżankach i kolegach z zespołu aktorskiego lub z ekipy na planie jeszcze nie za wiele, a można pomówić i o tym, co my czasami robimy sobie nawzajem w pracy. A przecież kruche i delikatne z nas instrumenty i każde szarpnięcie za struny duszy odbija się echem wewnątrz i zostawia po sobie ślad. Z rzadka robimy sobie różne małe świństwa.
Tak, właśnie. Napisałam, co napisałam i słowa nie zmienię. Jednym kąśliwym zdaniem potrafimy „podstawić nogę” koledze lub koleżance, zniszczyć pewność siebie partnera, zamknąć go, zablokować lub najzwyczajniej w świecie zdezorientować. I zostawić w takim pomieszaniu. Jedni w takiej sytuacji obronią się, ale są i tacy, którym riposta przychodzi z opóźnieniem, w domu, pod prysznicem albo wcale.
Na czym miałby polegać taki rodzaj drobnej koleżeńskiej przemocy? Zacznijmy od zdania, które obrosło już legendą, a jednak zdarza się od czasu do czasu usłyszeć je z ust aktora, skierowane do kolegi lub koleżanki w pracy: „A ty to TAK będziesz grała?” lub: „A ty tu będziesz stać, jak ja to mówię?”. Od razu masz poczucie, że źle stoisz, źle grasz, źle mówisz; wszystko robisz źle i w zasadzie tylko sprawiasz kłopot innemu aktorowi.
Kolejny przykład. Nie daj Boże coś robić w trakcie kwestii kolegi lub koleżanki (nie wszystkim to przeszkadza): „Będziesz teraz przechodzić, jak ja to mówię?”. Nie przesadzam, bywają takie sytuacje, a przecież TO NIE POMAGA, a raczej pomaga, ale tylko osobie, która w ten sposób pyta. Nie róbmy sobie tego! Takie rzucone mimochodem uwagi przyczepiają się jak rzep do psiego ogona i trudno je potem wyrzucić z pamięci, odbierają pewność siebie, siły i wpędzają w poczucie winy lub we frustrację.
Kolejna dysfunkcja to hierarchiczność w zespole, która nie ma nic wspólnego z szacunkiem lub z wiekiem. Wiele lat temu dowiedziałam się, że istniał wewnątrz grupy podział na aktorów klasy A i klasy B, którego nie stworzyli ani reżyserzy, ani widzowie! Byłam w teatrze nowa i nie wiedziałam, na Boga!, czy w bufecie wypada zjeść z daną koleżanką lub kolegą zupę przy jednym stole! Świadomość hierarchii jest w nas mocno zakorzeniona i decyduje o tym kto i na co może sobie pozwolić. Dzisiejsi debiutanci w filmie czy na scenie nie umieszczają siebie na najniższych szczeblach zawodowej drabiny, co zmienia powoli ten stan rzeczy. Nie piszę o tym, że pozbawieni są szacunku wobec innych czy świadomości obyczajów, ale o tym, że brak im źle pojętej pokory, co pozwala im myśleć o sobie dobrze i wierzyć w siebie, nie czekając aż brać aktorska zaliczy ich łaskawie do grupy A lub chociaż B+.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden aspekt utrudniania sobie nawzajem pracy. Nie jest to ani mobbing, ani nękanie. To jedna z tych sytuacji, kiedy nie sposób złapać za rękę i wytknąć niekoleżeńskość, nazywam ją „puszczaniem farby”. Nabrałam się na to kilka razy. Koleżanka lub kolega aktor (z różnych zapewne pobudek) do ostatniej chwili przed premierą lub ujęciem nie odsłaniają całkowicie swojej roli, markują, pokazując partnerom zalążek pracy. „Zagram to na premierze trochę mocniej” lub „to nie będzie dokładnie tak, ale nie chcę się wyeksploatować”… Mają do tego prawo, nikt nie każe nikomu próbować na sto procent. W rezultacie jednak zdarzyło mi się zadziwić na premierze nieadekwatnością mojej roli lub pewnych kwestii czy emocji do tego, co robi kolega, a tym samym do całości. Również brak znajomości tekstu do ostatniej chwili nie pomaga partnerowi w graniu. Przemocą w pracy nazwać tego nie można, ale brakiem szacunku – tak.
My, aktorzy, nie jesteśmy tylko i wyłącznie lub zawsze egoistami, potrafimy się nawzajem cenić, wspierać, komplementować i grać do jednej bramki. Czasami jednak pewne niefortunne (eufemizm) zagrywki pomiędzy nami się zdarzają, jak w każdej pracy, ponieważ… jesteśmy ludźmi. Co więcej, mamy prawo nie przepadać za graniem z tym lub z tamtym. Nie zawsze musi być milutko, grzecznie i bez nerwów. Nie musimy sobie pić z dzióbków, jeżeli jednak możemy – powstrzymujmy się od zadawania sobie niepotrzebnych ran lub od pewnych komentarzy. Na przykład: kolega widzi cię w kostiumie złożonym z białych pończoch i eleganckiej bielizny, więc informuję cię (choć wcale go o to nie prosiłaś), że „w sumie niezła z ciebie dupa”…
Miałam ostatnio przyjemność brać udział w pracy na planie ze studentami szkoły aktorskiej, spontanicznie powiedziałam, że świetna z nas ekipa. W odpowiedzi usłyszałam: „To prawda, jest wspaniale, tak nieoceniająco”…
A na koniec anegdota. Pierwszy dzień na planie, w kostiumach i charakteryzacji, podchodzi do mnie koleżanka, przygląda mi się przez chwilę, po czym z nieodgadnionym wyrazem twarzy pyta: „Ty będziesz miała na serio taki makijaż?”. To nie pomaga. Serio.