ISSN 2956-8609
W aktorstwie jest tak, jak z doświadczaniem wszystkich pór roku: wiosna zawsze trwa zbyt krótko, lato rozpieszcza, jesień przychodzi niepostrzeżenie, a zima tłumi nadzieje. Wiedza nabyta podczas wielu lata pracy w zawodzie podpowiada, że ten cykl się powtórzy i chociaż jedna z pór roku trwa już być może zbyt długo, to jednak kolejna z pewnością nadejdzie. Może tylko odrobinę inna niż poprzednio.
Aktora porównałabym do sportowca, który musi przebiegnąć maraton, nie sprint! Ponieważ po jednym sezonie teatralnym meta nawet nie majaczy na horyzoncie, a po jednym filmie bieg dopiero się zaczyna. Ten jeden film czy kilka pierwszych premier teatralnych to zaledwie bitwa o Helmowy Jar, a tu jeszcze trzeba ocalić całe Śródziemie i obronić Gondor. I tu nie o jedną połówkę meczu chodzi, ale o cały i trzeba umieć rozłożyć siły. Nie spalić się do cna przy pierwszej bramce, nie przestać żeglować pomimo niesprzyjających wiatrów. Wiedzieć, że liczba zakrętów jest niezliczona, a proste odcinki na drodze przynoszą wytchnienie, ulgę, a po pewnym czasie również nudę.
Trzeba być też cierpliwym. I trzeba być też niecierpliwym. Patrzeć jak drzewo rośnie i wydaje owoce, mieć świadomość, że być może przyjdzie takie lato, gdy zbiorów nie będzie. Być pracowitym, ale i pełnym fantazji. Czekać, czekać, czekać na ciekawe role, ale i robić swoje, nie czekając. Sprzedawać siebie, odsłaniać wnętrze, ale i chronić. Być przygotowanym do pracy, sumiennym, oddanym, a jednocześnie jawić się szalonym urwisem. Pragnąć wiecznie nowych wyzwań, ale i rezygnować z oczekiwań. Umieć żyć z sukcesem i porażką. Mieć w sobie pokorę i jej brak. Nie pomijać kwestii swojego wieku i dojrzewania, przemijania urody i zmieniających się warunków fizycznych, ale mieć świadomość tego, że obok logiki istnieje też przypadek, łut szczęścia i inne, niezależne od aktora okoliczności. I tak do końca.
Łatwo jest pisać takie rzeczy. Brzmię jak staruszek z reklamy pewnych cukierków („Dziś, gdy sam jestem dziadkiem, wiem już, że…”), ale naprawdę uważam, że powinnam patrzeć na mój zawód jak na pejzaż tworzony dekadami, na którym pojedyncze pociągnięcia pędzlem tworzą krajobraz, wiecznie żywy, malowany i światłem, i cieniem. Niekiedy jest oblegany na wystawach, innym razem zapomniany i niemodny. Wiem na ten przykład, że część mojego aktorskiego pejzażu została już namalowana, ale czy ja wiem, co jeszcze znajdzie się na tym obrazie?!
Niewtajemniczonym przedstawię żart środowiskowy, który doskonale pokazuje to, że aktor nigdy do końca nie wie, co się zdarzy jutro. Siedzisz w gronie kolegów, toczy się rozmowa, przerywa ją dźwięk twojego telefonu, numer nieznany. I w tym momencie ktoś wypowiada sakramentalne: „Odbierz! To może być Wajda”… No więc właśnie – zawsze istnieje prawdopodobieństwo otrzymania nieoczekiwanego telefonu, szansy. Topnieją zimowe śniegi, witaj wiosenne słońce!!! Marzę, żeby zadzwoniła do mnie Justine Triet z propozycją roli, ale jak nie zadzwoni, to nie zadzwoni, a wtedy mój aktorski pejzaż namaluje się jeszcze inaczej.
Zaliczyłam chyba już wszystkie aktorskie pory roku. Po kilka razy. Dotąd najbardziej irytowała mnie zima, ale już mi przeszło. Teraz wiem, że zimowanie jest potrzebne, aby odpocząć, dojrzeć, zapragnąć, stęsknić się, złapać dystans, pouczyć się innych rzeczy, pójść na spacer, zmienić fryzurę, poczekać, pospać. Na długim dystansie najlepiej, żebym ani nie zgorzkniała, ani nie popadła w samozachwyt, tylko dostrzegła każdą zmianę pory roku. Podobno Japończycy rozróżniają ich ponad siedemdziesiąt…