ISSN 2956-8609
W głowie mgła: zdjęcia, archiwalia, teksty i wyobrażenia. „Co właściwie wiemy o Akademii Ruchu?” – pytał dziewięć lat temu Tomasz Plata we wstępie do książki A.R. Akademia Ruchu. Teatr1. Legenda kontrkultury i teatru niezależnego. Artystyczne interwencje w rzeczywistość. Akcje uliczne, spektakle. Wojciech Krukowski – zmarły przed dekadą lider, ważna postać polskiej sztuki współczesnej. Mikra ta moja wiedza. Nie widziałem na żywo żadnego przedstawienia. Byłem za młody lub nie byłem jeszcze. Ale już jestem, A.R. też jeszcze jest, choć od lat nic nie pokazała. W tym roku świętuje w Komunie Warszawa pięćdziesięciolecie. Centralnym punktem jubileuszu były premiery pięciu remixów dawnych prac grupy, przygotowanych w duetach złożonych z reprezentanta Akademii i młodszego pokoleniowo twórcy. Z tej drugiej grupy do dziedzictwa Akademii przyznaje się Grzegorz Laszuk, który o Krukowskim pisał – „mój Mistrz”2. Do tego wystawa i projekcje filmów archiwalnych i kontekstowych. Czerwiec, ciepły deszczowy wieczór, siedziba Komuny w centrum Warszawy. Dawno nie czułem takiej ekscytacji w drodze do teatru.
motywy
Za program obchodów odpowiadał kuratorski triumwirat: Zofia Dworakowska, Grzegorz Laszuk i Tomasz Plata. Nie dziwi więc, że wybrane do remixów tytuły układają się w obraz, który Plata szkicował we wspomnianym wstępie: od Życia codziennego po Wielkiej Rewolucji Francuskiej z 1979 roku, które jest dla Platy „osiągnięciem dojrzałości” i „wypracowaniem języka”, aż po Piosenkę z 1995 roku, która „domykała ten etap […] najważniejszy, centralny w całej karierze grupy”3. Owa kariera rozpoczyna się w Warszawie w 1973 roku. Dwa lata później w ramach eksperymentalnej konwencji teatru-plakatu powstaje słynny Autobus – jego remix jako jedyny wyłamuje się z wyboru, którego dokonał Plata.
Kuratorzy starali się przywrócić rangę teatralnej działalności A.R., która w ogólnej percepcji ustąpiła miejsca ulicznym praktykom performatywnym. Jako badacz i kurator Plata niejednokrotnie udowadniał, że choć granica między performansem a teatrem nie jest ścisła, to ważniejszy jest jednak ten drugi4 – w polskim kontekście na pewno. Nie dziwi więc, że wśród współtwórców remixów znajdziemy artystów teatru postdramatycznego – Weronikę Szczawińską i Grzegorza Laszuka, ale też choreografów i tancerzy – Marię Stokłosę i Dominika Więcka. Skład uzupełnia Barbara Kinga Majewska – wokalistka z bogatym doświadczeniem teatralnym. Remixy to jedna z flagowych inicjatyw Komuny Warszawa, praktykowana od lat. W 2012 roku sama A.R. dokonała remixu Przeludnienia i sztuki Johna Cage’a, Autobus zremiksował wówczas Teatr Strefa Ciszy, a jeszcze wcześniej, w 2010 roku, Komuna zremiksowała Kartaginę (1986).
W idei remixu mieści się nie tylko przypomnienie, ale też ożywienie poprzez modyfikację/uruchomienie. We wspomnianej książce spektakle Akademii analizowali autorzy, którzy, podobnie jak ja, nie mieli szansy zobaczyć ich na żywo. Wszystko po to, by – jak pisał Plata – „wokół A.R. zbudować nową narrację, z wykorzystaniem świeżych ustaleń historii sztuki, wiedzy o teatrze oraz nauk humanistycznych”5. Narracja ta ma posłużyć rewizji historii polskiego teatru, w której Akademia albo jest marginalizowana i sprowadzana do epizodu z dziejów teatru alternatywnego, albo nie mieści się w ogóle. Sugeruje więc Plata, a wraz z nim autorzy poszczególnych rozdziałów, że mieliśmy w Polsce nie tylko Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora, ale także Wojciecha Krukowskiego. Twórczość Akademii, choć zaangażowana społecznie i politycznie, wyłamywała się z polskiego kontekstu – twierdzą autorzy i cytują zagraniczne recenzje. Łatwiej – ich zdaniem – znaleźć powiązania A.R. z ówczesną światową awangardą lub zauważyć w jej pracach dzisiejszą teraźniejszość. Weronika Szczawińska pisała:
Jubileuszowe wydarzenia w Komunie są kolejnym etapem tej rewelatorskiej pracy i przy okazji testem, na ile dziedzictwo A.R. jest żywotne. To ryzykowny i fascynujący projekt. Opisy spektakli, zdjęcia, nagrania – choć uniemożliwiają pełen odbiór, czarują widmowym filtrem – mgłą. Wbrew pozorom łatwo się nieistniejącym teatrem zachwycić. Ale co, gdy wraca do istnienia? Czym jest duch, gdy się ucieleśni?
prolog i część druga
W jednej z sal dawnej szkoły, gdzie mieści się dziś Komuna i gdzie prezentowana jest Wystawa: AR.50 / Archiwum, oglądam rejestrację spektaklu Inne tańce z 1982 roku. Niewyraźne dźwięki i twarze performerów, rozmazane kontury. Ostre pozostają tylko ruchy. Widmowe, ale jakby znajome. Miała rację Szczawińska: „w wielu przypadkach ogląda się je [rejestracje spektakli – D.G.] niczym obrazy, które nie pochodzą z przeszłości, a z jakiejś potencjalnej przyszłości polskiego teatru”7. Z głośników dobiegają na zmianę nowofalowe piosenki Brygady Kryzys i Białych Wulkanów. Zwłaszcza ta druga, zapomniana dziś grupa, brzmi jak nagrana kaseciakiem na próbie w piwnicy. Zapętlone fragmenty zlewają się w dziwną ambientowo-dronową magmę, która nie tyle prezentuje melodie i riffy, ile wywołuje ich widma. Centralę Brygady Kryzys znam jak każdy. Gorzej z Wulkanami. Szukam nagrania w internecie. Jakość nie jest dużo lepsza. Ale widmo konkretyzuje się i już ze mną zostaje. Nucę melodię, nie rozumiejąc tekstu.
Pusta scena. Na krześle, plecami do widowni, siedzi Cezary Marczak. Przed nim stoi Dominik Więcek. Uśmiecha się. W głośnikach Białe Wulkany. Wciąż nie rozpoznaję słów poza dwoma, które składają się na tytuł piosenki: Wojna piła. Marczak przekazuje młodszemu performerowi płaszcz. Więcek, powstrzymując śmiech, wykonuje wariacje na temat jednej ze scen Innych tańców, w której aktorzy wymieniali się ubraniami. Zdejmuje i zakłada płaszcz. Loopuje ruch. Zmienia tempo. To nie popis, ale widać, że jest znakomity. Mam poczucie, że dobrze się bawi, że jest radosny. Na koniec, gdy cichnie muzyka, Marczak mówi rozbawiony: „Wojna, kiła, pomidory?” i zaraz wyjaśnia, cytując tekst piosenki: „Wojna piła z mojej głowy!”. To, co nieostre i niewyraźne konkretyzuje się dziś w absurdalnym dowcipie. A przecież wojna właśnie pije z naszych głów – kto wie, czy nie bardziej łapczywie niż ta na początku lat osiemdziesiątych, gdy Białe Wulkany nagrały piosenkę, a Akademia Ruchu przygotowała Inne tańce? A może przesadzam? Dziś nie mamy przecież stanu wojennego. Rakiety spadają na bloki mieszkalne w Kijowie czy Lwowie. Na ulicach polskich miast nie ma jednak czołgów, a te miasta, które Putin równa z ziemią, leżą daleko, pomiędzy nami góry, pola, lasy i „tylko” te pełne trupów doły. Porównania i aktualizacje są trudne, ryzykowne, pozostają jednocześnie immanentną cechą remixu.
Ruch w nazwie Akademii znaczy dwojako: fizyczny, ale i społeczny. Więcek i Marczak wybierają wariant pierwszy. Performer A.R. zrzuca „płaszcz Konrada" i patrzy zadowolony, jak pokolenie urodzone w wolnej Polsce bawi się krytycznym dziedzictwem kontrkultury. Oglądając rejestrację przedstawienia miałem poczucie, że choć jest bez wątpienia zaangażowane społecznie, to doskonale wolne od patosu, przez co niezwykle dzisiejsze i świeże – także formalnie. Obserwując aktorów A.R. wędrujących w tę i z powrotem po jasnym polu gry, nie mogłem uwolnić się od skojarzeń ze spektaklem Glory Game kolektywu Sticky Fingers Club w choreografii Więcka, wystawionym w Komunie w zeszłym roku. Oczywiście, współczesny polski teatr tańca jest od A.R. mniej konceptualny, bardziej zainteresowany choreografią jako zbiorem jakości ruchowych, co być może wynika także z poziomu techniki. Obraz nowej polskiej choreografii kreślą absolwenci nie tylko bytomskiego Wydziału Teatru Tańca, ale także prestiżowych szkół na Zachodzie. To jeszcze jeden dowód na różnicę między polską sceną performatywną dziś a czterdzieści lat temu. Tym ciekawsze są te – domniemane – podobieństwa. Więcek, pytany o ewentualne inspiracje, odpowiada: „w moim procesie edukacji ani razu nie wspomniano o Akademii Ruchu, mimo że miałem zajęcia z historii: tańca, sztuki, teatru i performansu. Tak naprawdę poznałem ich dopiero podczas pracy nad remixem”8.
Kolejny, wieńczący całość remix dotyczy Piosenki z 1995 roku. Weronika Szczawińska – jak sama mówi – miała wtedy czternaście lat, a występująca z nią Jolanta Krukowska mniej więcej tyle, ile Szczawińska ma dziś. Krukowska chodzi po scenie i co kilka kroków kładzie się na podłodze. Szczawińska siedzi na krześle (profilem do widowni) po drugiej stronie rozciągniętej przez środek czarnej taśmy. Czyta z kartki opis Piosenki: „tematy działań były osobiste i dotyczyły relacji osób działających w parze”. Tematem dzisiejszego działania jest wiek. Szczawińska zadaje pytanie „Jaka jest ta para?” i podaje odpowiedzi do wyboru, od „młoda/stara” po „młodopolska/staropolska”. To także nawiązanie do jednej ze scen oryginału, w której aktorzy A.R. przeprowadzali „badania statystyczne”. Jest tu miejsce na dowcip, ale w przeciwieństwie do remixu Innych tańców finał zostawia nas z czymś arcypoważnym.
Performerki mają na sobie podobne, czarne ubrania. Krukowska trzyma w rękach sfatygowaną burą sukienkę. „W tej sukience chcę być spalona” – mówi i rzuca ją na stos. Leżą tam już pozwijana czarna taśma i przezroczyste naczynia, w które wcześniej performerki rzucały szklanymi kulami – jak w grze w kręgle. Wszystko oblane jest gęstymi płynami, czerwonym i białym. Może to symboliczne krew i mleko, a może esencja, ekstrakt z oryginału, gdzie w jednej ze scen aktorzy w białych ślubnych sukniach prowadzili biały dziecięcy wózek – na tle czerwonej ściany. Szczawińska i Krukowska nie stronią od wyrazistej symboliki, nie uciekają w abstrakcję. Ich Piosenka to przemijanie, ciało, śmierć – wspólnota doświadczenia, do której łatwo się podpiąć. Z głośników, tak jak w oryginale, dobiega Coming Together Frederika Rzewskiego w wykonaniu Laurie Anderson: „I think the combination… of age and the greater coming together… is responsible for the speed… of the passing time”. To świetna pointa całego wydarzenia.
część pierwsza i epilog
W pierwszej części wieczoru zaprezentowano trzy remixy. W Kartaginie na scenie było tylko krzesło i Zbigniew Olkiewicz. Z głośników dobiegała wyznaczająca dramaturgię wokalna kompozycja współautorki remixu – Barbary Kingi Majewskiej. W głębi, na dużym ekranie, jarzył się biały promień z czerwoną poświatą. To echo płaszczyzny, która determinowała zachowania aktorów w oryginalnym przedstawieniu. Olkiewicz gra nie z obiektem, a z symbolem. Czasami traktuje go jak fizyczny przedmiot i „unosi” na plecach. Częściej jednak czerpie z jego wirtualnej (widmowej) kondycji i ustawia się tak, by obraz przecinał fragmenty ciała: dłoń, uniesione ręce, głowę, wreszcie sylwetkę, gdy promień wyświetli się w pionie. Ciało wpisane w obraz czy obraz wpisany w ciało. Lub jeszcze inaczej – ciało jako ekran, na który rzutuje się echo. W jednej ze sceny Olkiewicz delikatnie dotyka płóciennego ekranu, jakby sprawdzając, czym właściwie jest to światło? Jakie są jego fizyczne właściwości? Czy nie zachowało się w nim nic z konkretu płaszczyzny, do której stanowi odwołanie?
Zofia Dworakowska poprzedzała każdy remix krótkim wprowadzeniem, wypełniając czas potrzebny do przygotowania sceny. W przypadku Kartaginy mówiła o pierwotnym pomyśle, aby skorzystać z oryginalnej płaszczyzny. Okazało się to niemożliwe z powodów technicznych. Ograniczenia uruchamiają kreatywność i z perspektywy mojej widmowej interpretacji to nawet lepiej, że na scenie pojawiła się nie ciężka, wielkogabarytowa płyta, a wizualizacja jej krawędzi. A jednak jest w tym także coś smutnego. Jubileusz półwiecza A.R. miał nam uświadomić, że tak jak Wrocław ma Grotowskiego a Kraków Kantora, tak Warszawa ma Akademię Ruchu i dobrze by było, gdyby ją doceniła. Owszem, artyści zostali uhonorowani przez ministrę kultury Hannę Wróblewską Srebrnymi Medalami „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. A co ważniejsze – remixy przyciągnęły zarówno dawnych znajomych, jak i młodą publiczność. To wszystko cieszy i buduje. A jednak – skoro organizatorzy jubileuszu sami uruchomili te porównania – chciałoby się poczuć skalę oryginalnych działań zespołu. Skromna i ledwie kilkudniowa wystawa złożona z niewielkich eksponatów nie wywołuje takiego wrażenia, jak widok obiektów z przedstawień Kantora w salach Cricoteki.
Rozumiem jednak chęć upamiętniania tym, co żywe, w obawie przed muzealną petryfikacją. W tym duchu czytam remix Życia codziennego po Wielkiej Rewolucji Francuskiej,
w którym Krzysztofowi Żwirblisowi towarzyszy Maria Stokłosa. W
oryginale działania zbudowano na reprezentacji codziennych zachowań,
które układały się w dramaturgiczno-choreograficzną strukturę. Remix
aktualizuje ten pomysł. Widzimy więc upuszczanie opakowania po
chusteczkach higienicznych, powroty z zakupów z naręczami toreb,
przysypianie na kanapie z komputerem na kolanach czy selfie. W pewnym
momencie Stokłosa w złości ciska w Żwirblisa torbami i krzycząc odsłania
ich symbolikę: „teatr polityczny, słowa, konteksty, filozofie i
antropologie”. Wcześniej odbiera telefon i opowiada o performansie,
który właśnie wykonuje – dystansując się zarówno do remixu jak i do
oryginału.
Czy naprawdę ze społecznego zaangażowania i intelektualnego konceptu A.R. została nam tylko ironia? A może to świat współczesnych sztuk performatywnych jest tak przeżarty heheszkami, że automatycznie uruchamia je przy konfrontacji z poważnym? Nic dziwnego, że członkowie A.R. dystansują się wobec samych siebie sprzed lat. To zdrowe. Szkoda jednak, że to, co w ich sztuce interwencyjne i niewygodne, okazuje się dla współczesnych artystów najmniej interesujące. Kartagina była o schyłku imperium, przez co rymowała się z ponurą rzeczywistością PRL-u. O jakim schyłku jest jej remix? Podobno świat nam się kończy i żyją na nim już ostatnie pokolenia. W duecie Stokłosy i Żwirblisa tego nie dostrzegłem, ale może właśnie tak się kończy, że końca nie widać – innych tańców nie będzie?
Remixy otwierało przetworzenie chronologicznie najstarszej z wybranych prac A.R., czyli Autobusu z 1975 roku. Janusz Bałdyga i Grzegorz Laszuk przygotowali koncepcyjną miniaturę. „Grupa ludzi na podwyższeniu, siedzi nieruchomo, co widzi?” – słychać z głośników opis oryginalnego spektaklu. W zatrzymanych na stopklatce pasażerach A.R. zobaczyła obraz społeczeństwa. W remixie artyści odwracają ku widowni trzy potężne stelaże z reflektorami. W głośnikach ponownie wybrzmiewa cytowane zdanie – na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie zorientował się, że w tym układzie to my (publiczność) jesteśmy pasażerami autobusu. Końcowe pytanie wraca jako loop: „Co widzi? Co widzi? Co widzi?”. Ale kto? Kto widzi? Siedzimy na widowni wpatrzeni w pulsujące, kolorowe, intensywne światło. Naprzemiennie mrużę i otwieram oczy, by wchłonąć jak najwięcej wizualnych bodźców, poddać się optycznym złudzeniom i abstrakcyjnym powidokom. Czy jest tu miejsce na obserwację socjologiczną lub społeczną refleksję? Zdaje się, że autorów remixów co do zasady interesowała bardziej gra z formą i konceptem. Praca Bałdygi i Laszuka jest wręcz eskapistyczna.
Co
właściwie wiem o Akademii Ruchu po jubileuszu? Obejrzałem remixy, kilka
filmów i wystawę, uzupełniłem luki w wiedzy z historii polskiego teatru.
Ale archiwum i muzealnictwo to jedna sprawa, a ponowne wprowadzenie
A.R. we współczesny obieg sztuk performatywnych – druga. Czy to w ogóle
możliwe, skoro od dekady zespół właściwie nie jest aktywny? Kusi,
unieważniająca takie pytania, perspektywa Szczawińskiej: „[A.R. to]
zapomniana przyszłość, nieustannie, podskórnie pracująca w tkance
polskiej kultury”9.
Świetnie, ale może mogłaby popracować jeszcze jawnie? Tak jak to robi
na przykład Teatr Ósmego Dnia – na poboczu współczesnego dyskursu, ale
wciąż w czynnej refleksji wobec rzeczywistości.
„Ruch na rzecz zmiany” – pisał Wojciech Krukowski na kilka miesięcy przed śmiercią, tłumacząc sensy zapisane w nazwie grupy10. Ruch nie zamarł bez reszty – dowiodły tego remixy, dodając przy okazji nieco energii gospodarzowi jubileuszu i sojusznikowi A.R., czyli Komunie. „Akademia działa w trybie swoistego uśpienia – napisali organizatorzy w informacji prasowej. – Nie powstają nowe spektakle czy akcje, członkowie grupy zajmują się jednak opieką nad archiwami, a także własnymi praktykami twórczymi”. Jak widać nie jest to letarg, raczej aktywne śnienie. Chciałoby się jednak czegoś więcej – pobudki.
Przypisy:
1 Tomasz Plata, Akademia Ruchu. W stronę teatru [w:] A.R. Akademia Ruchu. Teatr, red. T. Plata, Warszawa 2015, s. 7.
2 Grzegorz Laszuk, Krukowski, „Dwutygodnik.com” 2014 nr 125, https://www.dwutygodnik.com/artykul/5007-krukowski.html.
3 T. Plata, Akademia Ruchu…, dz. cyt., s. 9.
4 Por. kuratorowane przez Platę cykle „Mikro teatr” i „2118” oraz książkę pod jego redakcją Post-teatr i jego sojusznicy, Warszawa 2016.
5 T. Plata, Akademia Ruchu…, dz. cyt., s. 10.
6 Weronika Szczawińska, Przyszłość, która już się wydarzyła [w:] Akademia Ruchu…, dz. cyt., s. 282.
7 Tamże, s. 280.
8 Z listu Dominika Więcka do autora.
9 W. Szczawińska, Przyszłość…, dz. cyt., s. 281.
10 Tekst zaprezentowany na wystawie w formie wydruku e-maila z 16 września 2013 roku pod tytułem Wypowiedź publiczna W. Krukowskiego / Akademii Ruchu, adresowanego do Pauliny Bębęckiej z prośbą o przetłumaczenie i przekazanie RoseLee Goldberg w związku z prezentacją na nowojorskim Performa Biennial.