ISSN 2956-8609
Lata dziewięćdziesiąte i wczesne dwutysięczne pamiętam w teatrze jako czas golasów (na scenie) i czas „ściśniętych” gołych czterech liter (w przenośni i dosłownie). To nie sprzyjało komedii. Komedia to dystans, ironia, luz, swoboda, zabawa. Bardzo często, gdy już odważyłam się na wizytę w teatrze, miałam wrażenie, że jestem w szpitalu dla nerwowo chorych i obserwuję, jak osoby sprawne inaczej próbują sobie radzić. Widok był mało optymistyczny, rokowania beznadziejne i dla pensjonariuszy, i dla widzów – oczywiście „zabiletowanych” i Bogu ducha winnych. Strach był patrzeć.
W teatrze nie ma być przyjemnie – przyjemnie to może być w filharmonii. Taka panowała dewiza. W owych czasach multum golasów i golasek harcowało po scenie, a nawet bywało, że od tego, czy się rozbierzesz w przedstawieniu, czy nie – zależał angaż. Jak nie – dziękujemy. Ta dyrektywa jest dla mnie do dzisiaj niezrozumiała. O co chodziło nowym twórcom? Dlaczego w nagich ciałach upatrywali sukcesu? Co chcieli zamanifestować? Nagą prawdę? Ból istnienia? No może. Nagie ciało jest bezbronne, a genitalia bez sytuacji intymnej tracą blask. Zazwyczaj poukrywane, poupychane, nienawykłe do ukazywania się publicznie, wyglądały mało atrakcyjnie – jakby znalazły się w złym miejscu, w niewłaściwej porze, nie wspominając już o towarzystwie.
Joasia Szczepkowska w trakcie premiery Persony. Ciała Simone Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie też ukazała swoją gołą sempiternę, nie uprzedziwszy współtwórców. Podobno nawet nie całą gołą d., ale jednak większy jej kawałek. (Wcześniej grała Gołą Babę, autorski monodram – miała więc pewne doświadczenie). I to był skandal. Podziwiałam jej desperacki wyczyn, ale dlaczego jej gest wzbudził taką sensację? Dlatego, że g.d. była jej czy dlatego, że ukazała ją znienacka? Prawdopodobnie dlatego, że ukradła całe show – odczarowała g.d. To była jej zbrodnia. I nie wiem, czy to nie ona w ten sposób zakończyła erę g.d. w polskim teatrze.
Teatr stracił na powadze, ale życie nie znosi próżni. Wróciła do teatru komedia, a właściwie – farsa. Po całej Polsce pędzą busiki pełne szczęśliwych aktorów. Na setkach scen są grane nie tylko komedie do śmiechu, ale i przeznaczone do zrywania boków – farsy. Nie mam nic przeciwko temu – farsa to stary gatunek, w którym g.d. też występuje, ale dla śmiechu, a nie do płaczu i strachu. Brawo, Joasiu!