ISSN 2956-8609
1.
„Niech pan nie zapomina, że pan
jest mężczyzną” – mówi Panna Bravard do gimnazjalisty Legrosa, granego przez
Wiesława Michnikowskiego w Szczeniakach Rogera Ferdinanda. Bohater
był wątły fizycznie, nieśmiały do granic śmieszności i wrażliwy do tego
stopnia, że pisał kolegom miłosne liryki, które pomagały w uwodzeniu koleżanek.
Lubelska premiera tego francuskiego sztuczydła odbyła się w 1947 roku, niedługo
po debiucie aktora, a zaprezentowany typ okazał się forpocztą wielu mniej lub
bardziej podobnych ról zagranych w ciągu sześciu dekad kariery. Najczęściej
komediowych.
Męska słabość jednak nie zawsze tylko śmieszyła, również odsłaniała ciemną naturę człowieka. Mrok, mimo komediowego anturażu, pojawiał się mimowolnie w niektórych rolach Michnikowskiego. W Królu Jeleniu Carla Gozziego, dramacie na motywach commedii dell‘arte, zagrał Tartaglię, pierwszego ministra i zaufanego Króla Derama. Bohatera, który podstępem – przyjmując postać królewską – będzie próbował uwieść ukochaną Derama, piękną Angelę. W Smoku – baśniowym moralitecie Jewgienija Szwarca – Burmistrz w jego wykonaniu wygłaszał w przypływie szczerości bezwstydne credo, poglądową lekcję cynizmu: „Ja sam sobie nie mówię prawdy już tyle lat, że aż zapomniałem, jak prawda w ogóle wygląda. Odrzuca mnie od niej. Mdłości mam na jej widok”. W grodzie zdeprawowanego włodarza szaleje terror, donosicielstwo, a złu poddają się skorumpowani i korumpujący mieszkańcy. Sam Burmistrz, wykorzystując władzę, pragnął zdobyć piękną Elsę, jedną z niewielu niesprzedajnych i nieprzekupnych obywatelek miasteczka. To właściwie klasyczny homo sovieticus, w którego mentalności świat dzieli się na tych, którzy się jego boją i na tych, który on się boi.
W Rozbitym dzbanie Heinricha von Kleista Sędzia Adam jest uosobieniem prowincjonalnego, skorumpowanego urzędnika bez honoru i godności. „Bo ja mogę sądzić raz tak, raz tak, nie ma różnicy” – oto jego dewiza. Każdy gest i słowo w interpretacji Michnikowskiego przeczyły wizerunkowi uczciwego funkcjonariusza na publicznej służbie. Sędzia Adam tak chciał poprowadzić sprawę rozbitego dzbana w sądzie, żeby nie ukarać prawdziwego winowajcy, ponieważ wtedy musiałby wydać wyrok na samego siebie. Świat zaludniają mali, chytrzy dranie (niekoniecznie tani), którzy czekają na swój wielki dzień. Przed wzbudzeniem obrzydzenia do tych bohaterów bronił wdzięk i vis comica aktora.
2.
Kabaretowe role Michnikowskiego – cieszące się największą popularnością – nie pomogły w budowaniu przez niego innych wizerunków mężczyzn. W kabarecie najczęściej śmiejemy się z ludzi udających niezdarnych i głupich, Nieduży – powołany do życia przez Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów – pełnił właśnie taką funkcję. „Co ja mam z tym zrobić? Przecież normalny człowiek takiego tekstu nie może wykonywać!”1 – zastanawiał się aktor, kiedy przeczytał słowa piosenki Addio, pomidory. „I przyszło mi do głowy, żeby zrobić z siebie takiego nieudacznika o smutnych oczach, rozpaczliwym głosie i jeszcze sepleniącego. I tak zostało: Przybora i Wasowski taką postać kupili; tak bardzo im się spodobała, że potem już istniała”2 – dodawał. Michnikowski pokazał duże dziecko, uparte i obrażone na los; chociaż niewinne i o słodkim spojrzeniu.
Innym hitem Kabaretu była Inwokacja (piosenka zaczynająca się od słów: „Bez ciebie jestem tak smutny...”), który aktor uważał za przykład wielkiej poezji, do wykonania wprost i bez ozdobników, bez ukrywania się za jakąkolwiek maską. Przybora i Wasowski domagali się jednak znów postaci Niedużego. „W końcu mnie zmusili, żebym to nagrał jako ten strasznie sepleniący idiota” – zwierzał się aktor3. Inwokacja jest zwrotem do ukochanej kobiety, a podmiot liryczny piosenki przedstawia się w podwójnym autoportrecie – jako porzucony kochanek i mężczyzna u boku swojej miłości. „Ten strasznie sepleniący idiota” zadecydował o kierunku interpretacji – Michnikowski więc wykreował znowu życiowego nieudacznika, budzącego politowanie słabeusza.
Mniej żałosny od Niedużego był już bohater piosenki Jak ci amanci, którą dla aktora napisał Wojciech Młynarski (wykonywana w Kabarecie Dudek, uprzednio zarejestrowana dla telewizyjnego programu Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę!). Ten mężczyzna wpisuje się do galerii niepoprawnych, smutnych marzycieli z repertuaru aktora. Tym razem pragnie dorównać wyobrażonemu ideałowi zdobywcy kobiet; uważa, że drzemie w nim ukryty potencjał, który mógłby wykorzystać, ale… tego – oczywiście – nie robi. Młynarski wpisywał bohatera w ten sam schemat, co Przybora i Wasowski: oto człowiek przepełniony lękiem i niską samooceną, marzący o odmianie swojego losu.
W 1994 roku aktor przygotował na Scenie na Dole w warszawskim Teatrze Ateneum recital w reżyserii Wojciecha Młynarskiego Odrobina mężczyzny. Tytuł odwoływał się – oczywiście – do piosenki z Kabaretu Starszych Panów, ale miał przecież i drugie dno, i trzecie dno.
3.
Artysta tej miary, co Wiesław Michnikowski, znalazł zawodowe spełnienie na scenie i na estradzie, ale nie miał szczęścia do filmu, chociaż to właśnie jego niewielka rola na dużym ekranie okazała się kulminacją „niemęskich” ról. Kasowa Seksmisja, świętująca niedawno czterdziestolecie kinowej premiery, opowiadała o zahibernowanej – w ramach naukowego eksperymentu – parze mężczyzn, którzy budzą się po wojnie nuklearnej. Maks i Albert trafiają do, rządzonego przez kobiety, totalitarnego świata pod ziemią. Jego głową jest dyktatorka, Jej Ekscelencja (Wiesław Michnikowski), czyli mężczyzna w kobiecym przebraniu. Do aktu obnażenia bohatera (dosłownie i w przenośni) dojdzie w finale, kiedy Maks i Albert wydostaną się na powierzchnię, gdzie – wbrew propagandzie – toczy się normalne życie. Trafiają do willi Jej Ekscelencji, która stoi za tą mistyfikacją i… okazuje się mężczyzną, impotentem. Maks i Albert siłą zdzierają z niego kobiece atrybuty – piersi i perukę – spod maski stanowczej władczyni wyłania się twarz przerażonego mężczyzny4. „Nigdy nie miałem śmiałości do kobiet” – przyznaje rozbrajająco. Pod spodem tego żartu kryje się przecież i smutek, i dramat.
Wiesław Michnikowski dedykował tę rolę Erwinowi Axerowi, swojemu wieloletniemu dyrektorowi w Teatrze Współczesnym w Warszawie. To właśnie Axer co najmniej dwa razy namawiał go do zagrania roli kobiety na scenie. Najpierw aktor odrzucił rolę wróżki Maniefy w Pamiętniku szubrawca Aleksandra Ostrowskiego. Drugi pomysł, czyli Hiszpanie w Danii Prospera Mérimée’ego, nie wszedł w fazę realizacji. Michnikowski miał grać Panią de Tournelle, a Zofia Mrozowska – Elizę. Reżyser wspominał: „Miał wszelkie szanse na oryginalną rolę, na zaskoczenie publiczności, odpowiadał idealnie celom inscenizacji. […] Namyślał się przez tydzień, potem ku mojemu rozczarowaniu odmówił. – Ośmieszę się – powiedział. – Nie, nie, nie mogę… – I przy tym pozostał”5.
4.
Czy warunki fizyczne zdeterminowały karierę Michnikowskiego? Czy granie przez całe życie mężczyzn słabych i nieudolnych, śmiesznych i godnych litości może wpędzić w kompleksy? Aktor gra rolę, nie – siebie, ale zawód traktowany serio siłą rzeczy zmusza do zastanowienia się nad sobą. Michnikowski zawsze chował się za starannie wykreowaną maską postaci, obsesyjnie nie dopuszczał prywatności na scenie. Co się za tym kryło? Zawodowstwo, szacunek dla publiczności – na pewno. To, co intymne, miało takim pozostać i dziś może być tylko przedmiotem spekulacji. Wiesław Michnikowski w życiu prywatnym nie miał powodów do kompleksów. Tym cenniejszy wydaje się jego sceniczny wizerunek, ukształtowany także pod wpływem historycznych okoliczności: zagrożeń drugiej wojny światowej i cwaniakowatego przeciętniactwa w PRL-u. Mężczyzna Michnikowskiego w kryzysie tożsamości zapowiadał jednak klęskę, którą obserwujemy dzisiaj.