ISSN 2956-8609
Jerzy Grzegorzewski uwielbiał stylizacje. Nie wynikało to z chęci bycia kimś innym, ale z fascynacji tym innym – i niekoniecznie chodziło (a raczej w ogóle) o cechy osobowościowe, zdecydowanie o formę. Miał w swym młodzieńczym życiu okres mówienia jak Lucjan Kydryński. Najwyższy nie obdarzył go grasejowaniem, ćwiczył je ucząc się francuskiego i choć języka nie opanował, to wspaniale grał mówienie po francusku. Za drugich studiów – reżyserskich – popadł w manię „być jak Gustaw Holoubek”. Jako że miał talent parodystyczny, znakomicie go naśladował. Ale nie tylko. Z zapałem biegał na spektakle, w których mógł podziwiać nowego idola. Było to o tyle prostsze, że został zatrudniony jako asystent w tym samym co Holoubek teatrze – Narodowym. Uwielbienie dla „Gucia” dzielił ze swą dziewczyną, Krystyną Wiśniewską; Krystyna, dziś Kamler, tak wspomina fascynację Holoubkiem w roli Ryszarda II [1]:
Naprawdę się w nim kochaliśmy. Mieliśmy opracowany system wchodzenia do teatru od tyłu. Najpierw na całość, potem z braku czasu biegaliśmy obejrzeć tylko kawałek przedstawienia. Gdy dochodziło do sceny ze zwierciadłem [„Dajcie mi zwierciadło…”] – mdleliśmy. Pan Gustaw chodził po scenie krokiem „elektrycznym”, a kiedy patrzył w zwierciadło, miał najsmutniejsze spojrzenie świata, które pamiętam do dziś.
Na moje imieniny, w marcu, dostałam w kopercie komplet zdjęć pana Holoubka (naprawdę nie wiem do dziś, gdzie Jurek je zdobył) jako dedykowany mi „reportaż z Jego pierwszej podróży wiosennej” [2].
Inna ulubiona scena z tego przedstawienia zaczynała się od kwestii „Ta szkapa…”, wypowiadanej przez opuszczonego króla. W listach do Krysi, która wyjechała do Paryża, Jurek skrupulatnie donosił o każdym kontakcie z NIM:
Właśnie przed chwilą przyszedł Janek i idziemy na Ryszarda. Jak do mnie napiszesz, to ja opiszę Ci wszystko dokładnie. Wybacz mi, ale muszę się pocieszyć. „Ta szka(aaa)pa!…..”. I teraz mi zazdrościsz. (…)
Kordian przyjęty dość chłodno [3]. Za to Szatan fantastyczny. G. gra genialnie, będziesz miała dużo radości, jak zobaczysz.
(…) ostatnio z Guciem rozmawiałem i mówił rzeczy ogromnie ciekawe. Rozumiesz, że radbym częściej go słuchać. (…)
Szczerze się ubawisz, gdy Ci opowiem. Ja tutaj żadnej legendy nie stworzę, bo ON jest nie do pobicia.
(…) byłem w teatrze na Namiestniku [4]. Takie sobie, ale pan G. fenomenalny. Powiedziałem mu to w b. zaszyfrowany sposób i był zadowolony [5].
Grzegorzewski kultem zaraził nie tylko Krysię i Janka (zapewne Skotnickiego, z którym dzielił pokój w akademiku Dziekanka), ale ukrył ją także w roli Puka, w przygotowanej wówczas olsztyńskiej realizacji Snu nocy letniej [6]. Ewa Kozłowska, która grała tę postać, w kilku scenach naśladowała dykcję Gustawa Holoubka. Wiesława Niemyska (olsztyńska Tytania) wspomina, że „to, co Ewa zaproponowała, było wspaniałe, dowcipne i Jurka bardzo bawiło” [7]. Niemniej nikt z recenzentów nie zwrócił na tę inspirację uwagi.
Holoubek zapewne nic o fascynacji Grzegorzewskiego nie wiedział, ale na swój sposób interesował się „młodym, zdolnym” reżyserem. W 1977 roku zaprosił go do Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, i nie tylko zgodził się, by wyreżyserował tu Czajkę Antona Czechowa w swojej adaptacji, ale też przyjął rolę Dorna. Praca z Holoubkiem to było spełnienie niegdysiejszych marzeń adepta reżyserii. Dyrektor oddał do dyspozycji Grzegorzewskiego dużą scenę i spory zespół, rozładowywał niezadowolenie aktorów z ciągnących się, jałowych prób, wreszcie doprowadził do przekładanej premiery Warjacji w 1978. O ekscentryzmie tego przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że rola lekarza Dorna ewoluowała i w scenariuszu figurowała postać Gombra. W finale Holoubek wprawiał w delikatny, wahadłowy ruch skrzydło samolotu i mówił „dantejski” monolog z Dzienników Witolda Gombrowicza. Jego rozmowa z Gondolierem i zejście do kanału-Hadesu odebrane zostały przez krytykę jako najmocniejszy fragment przedstawienia, które generalnie zostało odrzucone, także przez widzów. Jadwiga Jankowska-Cieślak wspomina:
Nie było oklasków, tylko poszczególne klaśnięcia. Staliśmy w kulisie i szeptaliśmy do siebie, czy idziemy się kłaniać, czy nie. Gustaw mówi, jak to on, że trzeba podziękować publiczności, że przyszła, za ich uwagę. Po jednym ukłonie uciekliśmy [8].
Konsekwencje wprowadzenia stanu wojennego sprawiły, że gdy Grzegorzewski obejmował w 1982 roku kierownictwo artystyczne Teatru Studio, po sąsiedzku z fotela dyrektorskiego wyrzucano Holoubka, co doprowadziło do rozpadu znakomitego zespołu Dramatycznego. Nie była to komfortowa dla Grzegorzewskiego sytuacja. Bez względu na okoliczności Marek Walczewski zapewne przeszedłby do tworzonego zespołu Studia, ale Piotr Fronczewski – raczej nie.
Rok 1996 to kolejne przetasowania na stołecznych scenach z udziałem Holoubka i Grzegorzewskiego – pierwszy odebrał nominację dyrektorską w Ateneum, drugi – w Narodowym. I znów niezawiniony przez Grzegorzewskiego afront wobec Holoubka. Inaugurację odbudowanego po pożarze Teatru Narodowego (gmachu, bo zespół jeszcze nie istniał) uświetniał występ krakowskiego Starego Teatru z Dziadami – dwunastoma improwizacjami w reżyserii Grzegorzewskiego. Widownię zdominowali oficjele minionego reżimu, zabrakło na niej miejsca dla wielu ludzi teatru, nie mówiąc o „zwykłych” widzach. Rozpętała się medialna burza, w dobrym tonie był bojkot uroczystości. Gustaw Holoubek przyłączył się do niego, ale poparł nominację Grzegorzewskiego: „jest w pełni człowiekiem teatru. Jest artystą wybitnym. Dlatego wierzę, że konieczność pewnych rezygnacji na rzecz wyraźniejszego zwrotu ku materii literackiej nie przeszkodzi mu w realizacji własnej wizji Narodowego” [9].
Grzegorzewski widział Holoubka w Narodowym, oczywiście gościnnie, gdyż ten wciąż był związany z Ateneum. Myślał o nim jako Bukarym w Samuelu Zborowskim, jako Księciu Himalaj w Operetce – stanęło na Offenbachu, postaci dopisanej Gombrowiczowi. Kompozytor jako gość krakowskiej Jamy Michalika miał z drugiego planu przyglądać się wytworom własnej wyobraźni. Celebrowana przez Grzegorzewskiego w życiu i w teatrze figura artysty pracującego w kawiarni rezonowała ze sławą stolika w stołówce Czytelnika, przy którym przesiadywał latami Gustaw Holoubek. Aktor po trzech próbach zrezygnował z roli. Małgorzata Dziewulska zapamiętała jego argumentację: „że dziesięć lat temu, piętnaście, Operetka brzmiała, ale to się właściwie skończyło wraz z poprzednim ustrojem” [10].
W Morzu i zwierciadle Wystana H. Audena w jednej z sekwencji szalonego monologu Kalibana aktor ma za zadanie przepoczwarzyć się w echo publiczności, krytyków, autora. Jerzy Radziwiłowicz, grając tę rolę w spektaklu Grzegorzewskiego, przybierał różne tony, w których można było rozpoznać sposób artykulacji znanych postaci (od Jana Himilsbacha, po Wiesława Gomułkę). Zdaniem niektórych recenzentów także „przemówił Holoubkiem”.
Lucjan Kydryński wraz z małżonką Haliną Kunicką stanowili stałe punkty (oczywiście niejedyne) starannie komponowanej premierowej widowni Teatru Narodowego za dyrekcji Grzegorzewskiego. Grasejowanie przybrało u Grzegorzewskiego formę pielęgnowania nosówek. Gustaw Holoubek jako aktor-partner pozostał marzeniem (a raczej jego echem) reżysera Jerzego Grzegorzewskiego. Jednostronna fascynacja przerodziła się w obustronną zdystansowaną atencję, by nie powiedzieć zadziwienie.
Przypisy:
[1] William Shakespeare, Król Ryszard Drugi, reż. Henryk Szletyński, Teatr Narodowy, prem. 22 lutego 1964.
[2] Krystyna Kamler, Wspomnienie [w:] Kubły, kubły, miliony kubłów w zupie! Materiały ze studencko-doktoranckiej konferencji naukowej poświęconej teatrowi Jerzego Grzegorzewskiego, red. Paweł Płoski, Mateusz Żurawski, wstęp Janusz Majcherek, Warszawa 2008, s. 120.
[3] Juliusz Słowacki, Kordian, reż. Kazimierz Dejmek, Teatr Narodowy, prem. 16 listopada 1965. Postać Szatana grał Gustaw Holoubek.
[4] Rolf Hochhuth, Namiestnik, reż. Kazimierz Dejmek, Teatr Narodowy, prem. 16 kwietnia 1966.
[5] Z archiwum Krystyny Kamler.
[6] William Shakespeare, Sen nocy letniej, reż., inscenizacja, scenografia Jerzy Grzegorzewski, Teatr im. Stefana Jaracza, Olsztyn-Elbląg, prem. 19 maja 1966.
[7] W niepublikowanej rozmowie z autorką.
[8] W niepublikowanej rozmowie z autorką.
[9] Potrzebne jest szaleństwo, z Gustawem Holoubkiem rozmawia Jacek Cieślak, „Rzeczpospolita” 31 maja –1 czerwca 1997.
[10] Witold Gombrowicz, Operetka, reż. Jerzy Grzegorzewski, Teatr Narodowy, prem. 25 czerwca 2000. Wypowiedź Małgorzaty Dziewulskiej [w:] Trzy razy Gombrowicz, zapis panelu z 3 grudnia 2004 w IS PAN, „Teatr” nr 2004 11/12.