ISSN 2956-8609
Siedzę sobie ostatnio na scenie i słyszę jak kolega Grzegorz Małecki, grający w spektaklu Fredro. Rok Jubileuszowy samego hrabiego, mówi: „Byłem zawsze przy cesarzu Napoleonie… grzałem się z nim nieraz przy jednym ogniu. […] Z czterech razy, w których śmierć najbliżej w oczy mi zajrzała od kuli armatniej, wszystkie miały miejsce nie dalej jak pięćdziesiąt kroków od Napoleona”.
I pomyślałam sobie, że niecelne oko wrogiego artylerzysty zapewniło mi robotę! Ponieważ żołnierzowi, który wyszedł cało z opresji wojennych, „palec wpadł w kałamarz” i zaczął pisać. Gdyby kule trafiały celniej, nie mielibyśmy o czym dyskutować; dzieci w szkole nie czytałyby Zemsty; krytycy, poeci, dziennikarze pastwiliby się nad innym twórcą lub też kogo innego uznaliby pisarzem na wskroś polskim; plejada znanych aktorów nie doświadczyłaby „pełnej rozkoszy obcowania z Fredrą” (Jerzy Leszczyński); no i nie siedziałabym tego wieczoru na drewnianym stołeczku podczas grania przedstawienia Fredro. Rok Jubileuszowy, ponieważ żadnego jubileuszu, rzecz jasna, byśmy nie obchodzili.
Zabawa w „co by było, gdyby” nie ma, oczywiście, sensu, ale byłoby trudne do wyobrażenia, że nie ma Papkina ani „krokodyla daj mi luby”… Nie będę rozwodzić się nad tą myślą, była – poleciała dalej w świat. Ale oto przede mną następny punkt z cyklu: nie-oceniam-Fredry-tak-tylko-rzucam-pod-rozwagę.
Mianowicie, zaskakuje mnie, że chodzicie Państwo w dzisiejszych czasach na Fredrę do teatru! Co tam, wykupujecie bilety i jeszcze wychodzicie zadowoleni! Widzę Was w te wieczory, drodzy widzowie, jesteście w tak różnym wieku, macie zapewne odmienne zainteresowania, gusty i powody, dla których przyszliście spędzić ten wieczór z Fredrą, a jednak często mam wrażenie, że nie był to czas stracony…
Jeszcze jedno: kiedy gramy ten spektakl w Teatrze Narodowym, niejednokrotnie zdarzyło się nam autentycznie w siebie zasłuchać, z każdym kolejnym wieczorem odkrywać nowe słowa. Mamy nowe przemyślenia i jesteśmy zadziwieni, że z tym Fredrą już tak jest, że nie wiadomo kiedy, a człowiek troszkę jednak się zauroczy. Bezwiednie.
Idę dalej w luźne spostrzeżenia. Co z lekturami szkolnymi? Czy to zysk, przeczytać w tak młodym wieku, pod przymusem, dramat Fredry, czy też strata na lata?
Trudno pisać bez wystawiania opinii… Chciałabym jednak nadmienić, że postaci z jego sztuk są mi bliskie, ponieważ mają pełno zarówno uczuć wielkich, jak i wad! Czasem słabe, czasem mądre, czasem głuptaskowate, czasem odważne, czasem strachliwe – jak my wszyscy! Przeglądam się w nich, nierzadko oburzam, nie zgadzam, potępiam lub zachwycam się ich fantazją, ale to już jest ocena, opowiedzenie się po jednej ze stron odwiecznego sporu – jak w Zemście, a tego czynić przecież nie chciałam! Trudno być jednak głosem w sprawie, odbierając sobie samej głos…
Po co w ogóle kłótnie o Fredrę?! W jakim celu próbujemy przekonać jeden drugiego (lub jedna drugą), że moje zdanie jest trafniejsze niż twoje? Że ma rację ten, kto pisze, że hrabia należał do grona najwybitniejszych poetów polskich? Lub ten, który uważał, że to Mickiewiczowi i Słowackiemu należy się podium? Przecież – co kto lubi! A tak w gruncie rzeczy to wielkie szczęście, że ludzie tworzą odważnie na RÓŻNE sposoby, że mamy wybór! Dyskutujmy! Dyskusja to elektryzująca, rozwijająca rzecz! Przysłuchując się niektórym debatom, żałuję tylko, że krytycy, dziennikarze, profesorowie nie zaczynają zbyt często wypowiedzi słowami „moim zdaniem”, lub „a ja czuję, że…”.
Tymczasem hrabia Fredro żył, tworzył, prawdziwe kule się go nie imały. Ale czego nie udało się dokonać wrogim żołnierzom, z tym język ludzki poradził sobie bez trudu.