ISSN 2956-8609
Widmo niezrozumienia krąży po polskim teatrze. „Nie rozumiem – mówią ludzie od lat pracujący w teatrze – dlaczego nagle w Ameryce biała nie może grać Chinki, a Włoch nie może grać Żyda? No przecież teatr to miejsce transformacji, udawania i przebieranek!”. Pojawia się poważne pytanie – dlaczego niektóre rodzaje przebieranek są niewinne, a inne mogą być bolesne lub obelżywe? Odpowiedź jest prosta: teatr chce być instytucją moralną, a przez niewłaściwe decyzje obsadowe staje się instytucją władzy, instytucją hipokrytyczną.
Jeśli ktoś intuicyjnie nie rozumie, dlaczego przebieranie się za osobę trans na scenie przez osobę cis, albo przebieranie się za osobę czarną przez osobę białą, albo za geja przez aktora hetero jest niestosowne – to zapraszam do wspólnego przemyślenia wzajemnej relacji dwóch teatralnych procesów: prezentacji i reprezentacji. Oba mają miejsce w trakcie każdego przedstawienia teatralnego, w którym ktoś gra kogoś.
Aby trzymać się konkretów, przestudiuję dwie zupełnie teoretyczne sytuacje. Co się dzieje, gdy w polskim teatrze osoby pełnosprawne przedstawiają osoby z niepełnosprawnościami? I co się dzieje, gdy w Polsce osoby nieżydowskie przedstawiają praktykujących Żydów?
Proszę pamiętać, że piszę o mniejszościach historycznie dyskryminowanych w Polsce. Tutaj nie może być mowy o symetrii: sytuacja, gdy osoba z niepełnosprawnościami gra osobę pełnosprawną jest zupełnie inna niż jej odwrotność. Tak samo, jak żyd/żydówka grający/a katolika/katoliczkę. Pewne grupy są dyskryminowane (i historycznie były), inne nie. Jeżeli ktoś z czytelniczek lub czytelników uważa, że to katolicy są najbardziej dyskryminowaną grupą w Polsce, radzę nie czytać dalej, bo doprowadzi to tylko do frustracji.
By rozstrzygnąć, które grupy społeczne obecnie dominują w Polsce, a które są dyskryminowane, proszę policzyć kobiety, osoby trans i osoby niebiałe w rządzie, w prezydenckiej radzie innowacji czy pośród prezesów największych spółek. I proszę potem policzyć białych heteroseksualnych mężczyzn po czterdziestce w tych organach władzy. Liczba białych, cis, hetero mężczyzn z katolickich rodzin wyniesie blisko sto procent. Polską, czy pod władzą PiS, czy PO, rządzą biali mężczyźni hetero.
A skoro ja sam jestem białym, hetero, cis mężczyzną, do udzielenia wypowiedzi na temat performowania „inności” zaprosiłem osoby, które silniej mogą się identyfikować z określeniem „inny”.
Prezentacja – to, co widać
Teatr to miejsce oglądania. Jedni patrzą, drudzy wykonują. Co widzą patrzący i co mają zobaczyć, i dla czyjego spojrzenia sztuka jest przewidziana – to są pytania o prezentację.
Gdy na scenie jest przedstawiona osoba z niepełnosprawnością fizyczną, jeżdżąca na wózku albo chodząca o kulach, z punktu widzenia prezentacji jest obojętne, czy aktor grający tę osobę ma niepełnosprawności. Z punktu widzenia prezentacji, widzowie patrzą na osobę z niepełnosprawnościami. Z punktu widzenia prezentacji realizuje się postępowa polityka: osoby z niepełnosprawnościami, historycznie dyskryminowane, są przedstawiane w teatrze.
Tak samo jest w sytuacji, gdy przedstawiani są religijni Żydzi. Z punktu widzenia prezentacji nie ma różnicy, czy osoba na scenie jest praktykującym Żydem czy nie – jeśli badania zostały wykonane należycie a postać nie jest karykaturą, to w pewnym sensie nie ma problemu.
Aczkolwiek pojawia się tu niepokojąca kwestia – „grania Żyda”, „grania niepełnosprawnego”, „grania czarnego” i tak dalej. Bo ryzyko, że osoba, która nie należy do tych grup, posłuży się stereotypem, jest większe niż w przypadku osoby pochodzącej z tych mniejszości. Inaczej niż większość Polaków wymawiam „r” gardłowo, jak w języku niemieckim. Aktor na scenie, naśladujący ten sposób artykulacji, będzie prawdopodobnie ją przerysowywać, inaczej niż osoba naturalnie mówiąca w ten sposób.
Podobnie, jeśli powodem wprowadzania na scenę Żydów jest zamiar potępienia polskiego antysemityzmu, to przebieranie katolickich Polaków za Żydów będzie skutkowało przedstawianiem Żydów w kontekście uprzedzeń i przemocy. Praca z Żydem lub osobą pochodzenia żydowskiego pewnie zniuansowałaby ten portret – ale to już należy do porządku reprezentacji.
Prawdziwy problem z przedstawianiem grup historycznie dyskryminowanych pojawia się dopiero, gdy zacznie się myśleć o porządku reprezentacji.
Reprezentacja
Teatr to miejsce działalności: fizycznej, ekonomicznej, zawodowej. Na scenie jest zespół, w którym pewne grupy społeczne są reprezentowane, inne nie. Widownia składa się z osób, które kupują bilety i zasiadają na widowni; pewne grupy społeczne chodzą do teatru, inne biletów nigdy nie kupują.
Pytanie o prezentację to: „kto jest przedstawiany/a?”, a pytanie o reprezentację to: „kto jest na scenie, a kto na widowni?”. Oba pytania są polityczne: dotyczą polis, zbioru wszystkich obywatelek i obywateli.
Jeśli więc chodzi o przedstawianie niepełnosprawności trzeba zapytać, czy dany zespół jest miejscem, w którym pracują aktorki i aktorzy z niepełnosprawnościami. W znakomitej większości spektakli nie występują, stąd wniosek, że teatry wykluczają osoby niepełnosprawne. Jeżeli więc teatr przedstawia osobę z niepełnosprawnościami, demonstrując swoją postępowość, a równocześnie wyklucza takie osoby z zespołu – to jest to po prostu hipokryzja. Spektakl korzysta z wizualnej czy narracyjnej atrakcyjności osób z niepełnosprawnościami, ale de facto je dyskryminuje, co jest nieetyczne.
Kiedy na scenie pojawia się postać zdefiniowana jako Żyd, pojawia się pytanie: co ten teatr / ten reżyser / ten aktor robi dla mniejszości żydowskiej w Polsce? Oczywiście – tu rozważamy sytuację, gdy celem teatru jest opowiedzenie się po stronie mniejszości, przeciwko ksenofobii czy antysemityzmowi. Bo jeśli realizatorzy spektaklu chcą się nabijać z Żydów, to nikt nie będzie ich oskarżał o hipokryzję lecz o mowę nienawiści. Ale kiedy przedstawienie ma pokazać przemoc werbalną czy fizyczną wobec Żydów jako problem, a zespół nie dopuszcza do swojej wspólnoty osób publicznie deklarujących żydowskość – to jest to czysta hipokryzja.
Można powiedzieć, że zadaniem teatru jest uświadamianie, pouczanie, zmiana narracji, ale jak wykazały liczne badania (na przykład te z Harvardu: https://scholar.harvard.edu/files/dobbin/files/an2018.pdf), pouczanie ludzi w sprawach inkluzywności, tolerancji, i różnorodności nic nie daje. Jedyny sposób, by naprawdę zmienić podejście ludzi do dyskryminowanych grup, to strukturalnie zmniejszyć realne wykluczenie. Czyli: zatrudnić osobę z niepełnosprawnością, zatrudnić Żyda lub Żydówkę, zatrudnić osobę trans.
Oddać mikrofon
Mógłbym długo rozwijać rozważania na temat „inności” w teatrze, na temat prezentacji „inności” i opowiadać jak ja, heteroseksualny, biały mężczyzna w średnim wieku, staram się demontować strukturalne sposoby dyskryminacji w moich spektaklach i w moich zespołach.
Ale nie chodzi o prezentację zmiany, tylko o zmianę. Nie chodzi o mnie. Jestem beneficjentem patriarchatu, czego dowodem jest fakt, że redakcja „Raptularza” e-teatru zwróciła się do mnie, a nie do osoby wykluczonej, o napisanie tekstu o inności.
Poprosiłem kilka osób z tradycyjnie dyskryminowanych mniejszości, by odpowiedziały na parę pytań, ich odpowiedzi puentują ten tekst.
SYLWIA ACHU (aktorka)
Pojęcie „inna” odzwierciedla i afirmuje twoje doświadczenie w polskiej kulturze czy jest wobec ciebie obelżywe?
Czuję się inna nie tylko w polskim społeczeństwie. Jako osoba mieszanej rasy zawsze jesteś inny. Nie obraża mnie to określenie, choć wolę mówić o sobie: wyjątkowa.
Czy jest dla Ciebie ważne, jak osoby takie jak ty (wyglądające jak ty, identyfikujące się jako część tej samej mniejszości) są przedstawiane na ekranie lub scenie?
Tak, zwracam uwagę na to, w jaki sposób osoby podobne do mnie są przedstawiane na ekranie i na scenie. Niestety, w Polsce rzadko wychodzi się poza schematy. Osoby ciemnoskóre albo grają obcokrajowców, albo terrorystów, ewentualnie sexworkerki. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybyśmy mieli szanse pokazać się też w innych sferach.
Jeśli się czujesz „inna”, czy chciałabyś odrzucić tę definicję i być „taką samą”?
Nie zależy mi na tym, by być „taką samą”, wręcz przeciwnie, lubię się wyróżniać, zresztą uważam, że wszyscy, bez względu na kolor skóry, jesteśmy inni.
Czy są miejsca w kulturze, gdzie czujesz się reprezentowana, a może łagodniej – niewykluczona?
Dotychczas nie znalazłam zbyt wielu reprezentacji w Polskiej kulturze. Wiele kolorowych osób jest wykorzystywanych przez instytucje kultury, aby pokazać ich otwartość i postępowość, ale nadal nie znajduje się dla nas miejsca w zwykłych rolach (jeśli mowa o aktorstwie). Przeważnie jesteśmy obsadzani „po warunkach”, tylko w tych przypadkach decydenci potrafią wyobrazić sobie nas w światach, które stwarzają. To nie jest ani otwartość, ani tolerancja. I smutne jest to, że branie pod uwagę osób innych niż białe traktowane jest jako przejaw postępu, ale najwyraźniej musimy przejść przez ten etap.
Jak się czujesz, gdy osoba biała gra osobę niebiałą?
Problem zaczyna się, kiedy słyszę tysiące powodów, dlaczego osoba ciemnoskóra nie powinna się pojawiać we współczesnych filmach Disneya czy produkcjach Netflixa. Nagle okazuje się, że „to jest moda”, że komuś to burzy światopogląd. Jeszcze bardziej boli mnie, kiedy te osoby zaczynają od „nie jestem rasistą, ale”. Myślę sobie… może nie jesteś rasistą, ale twoje poglądy wyrosły na postkolonialnych, dyskryminujących wzorcach, których nie potrafisz sobie uświadomić, ani tym bardziej przepracować.
BARTŁOMIEJ BOBROWSKI (aktor, gej)
Pojęcie „inny” odzwierciedla i afirmuje twoje doświadczenie w polskiej kulturze, czy jest wobec ciebie obelżywe?
Nie uważam, by było to pojęcie obelżywe, o ile oczywiście nie powoduje wykluczenia. Dla mnie bycie „innym” to bycie oryginalnym, ciekawym, nieszablonowym. Nie odzwierciedla to mojego doświadczenia w kulturze, ale ostatnio staram się to zmienić.
Czy jest dla Ciebie ważne, jak osoby takie jak ty (identyfikujące się jako część tej samej mniejszości) są przedstawiane na ekranie lub scenie?
Oczywiście. I boli, gdy jest to przedstawienie stereotypowe lub krzywdzące.
Jeśli się czujesz „inny”, czy chciałbyś odrzucić tę definicję i być „takim samym”?
Przez większość życia próbowałem być „takim samym”. Takie były też oczekiwania w uczelni artystycznej, którą ukończyłem: być „wystarczająco męskim”. Dziś staram się pielęgnować swoją „inność”, czerpać z jej bogactwa i bawić się nią.
Czy są miejsca w kulturze, gdzie czujesz się reprezentowany, a może łagodniej – niewykluczony?
Jest to głównie polska scena drag/queer. Ruch oddolny, niekomercyjny, łączący ludzi z różnych środowisk, bazujący na różnych estetykach i formach wyrazu. Dla mnie to miejsce totalnej i niczym nieskrępowanej swobody performerskiej. Ale i teatr się zmienia, coraz lepiej się w nim czuję, jestem w nim również lepiej reprezentowany. Platformy typu Netflix, HBO mają duży wpływ na zmiany w postrzeganiu osób LGBTQ+.
JUL PAWEŁCZAK (student, osoba niebinarna)
Pojęcie „inny” odzwierciedla i afirmuje twoje doświadczenie w polskiej kulturze czy jest wobec ciebie obelżywe?
Pojęcie „inny” afirmowałoby mnie, gdyby nie miało czysto negatywnego wydźwięku w polskiej kulturze. Zazwyczaj, kiedy nam się coś nie podoba, a nie chcemy nikogo urazić, mówimy, że jest „inne”. „Inne” znaczy też coś nienormalnego, a kiedy całe życie się odstaje od „normy”, to traktuje się „inne” prawie jak łatkę.
Czy jest dla Ciebie ważne, jak osoby takie jak ty (identyfikujące się jako część tej samej mniejszości) są przedstawiane na ekranie lub scenie?
Jak najbardziej, zajmuje mnie to, jak osoby podobne do mnie są przedstawiane, a właściwie – jak nie są. Ani ja, ani osoby, które znam, mające te same doświadczenia, nie spotkaliśmy się z reprezentacją osób identyfikujących się jak my (transpłciowość) i niechcących też przechodzić tranzycji. Może i jesteśmy mniejszością, ale cholernie trudno do wszystkiego dochodzić samemu, nie mając żadnych reprezentantów w popkulturze.
Jeśli się czujesz „inny”, czy chciałbyś odrzucić tę definicję i być „takim samym”?
Zdecydowanie czuję się inny. Czy chciałbym być „taki sam”? I tak, i nie. Inność to wspaniały dar, który pozwala osiągnąć wiele rzeczy, na pewno w społeczeństwie czujesz się wyjątkowy. Jednak inność automatycznie wiąże się też z wykluczeniem. Każda osoba queerowa chociaż raz w życiu doznała wykluczenia. Prawdę mówiąc zdarza się to bardzo często i jedyne, o czym się wówczas marzy, to dopasować się do reszty, pozbywając się tego, co tak bardzo nas boli.
Czy są miejsca w kulturze, gdzie czujesz się reprezentowany, a może łagodniej – niewykluczony?
Uwielbiam pytania o miejsca w kulturze. Mam takie dwa: polski ballroom i swoją poezję. Co do poezji – jest tylko moja i to ja decyduję, co chcę pokazać i kiedy. Jestem ja i tylko ja, mogę sobie w poezji pozwolić na pełną ekspresję, co jest tak rzadkie w społeczeństwie, które z założenia narzuca mi normy. Co do ballroomu – o matko! Żeby zobrazować, jak bardzo to miejsce zmieniło moje życie, zawsze mówię: „Czułem się w pełni sobą raz w roku – na paradzie równości. Teraz czuję się za każdym razem, kiedy jestem na ballu”. Żeby było zabawniej, jestem tam raczej początkującym, co dowodzi, jak otwarte i dobre jest to miejsce.
Jak się czujesz, gdy osoba cishetero gra (przedstawia) osobę trans/niebinarną/queer?
Czuję się niereprezentowany. Granie historii, w centrum której jest osoba queer, napisanej przez osobę hetero BEZ KONSULTACJI z osobami queer, jest dla mnie niesprawiedliwym przedstawieniem. Jestem świadomy, że nie zawsze da się znaleźć osobę queer do zagrania takiej roli, ale uważam, że powinno się dołożyć wszelkich starań (poprzez konsultacje, rozmowy, poznanie środowiska), aby spróbować nie tylko grać, ale też i doświadczyć, co ta osoba czuje. Mam wrażenie, że nasz głos jest przekazywany nie przez nas. Chciałbym mówić o sobie i być usłyszanym, to chyba byłoby dla mnie najważniejsze.